Izabella Frączyk: Dziś jak kiedyś. Prószyński i S-ka, Warszawa 2019. (wydanie II) – pisze Izabela Mikrut
Ta powieść na rynek wydawniczy wraca i w sumie trudno się dziwić, bo Izabella Frączyk dość mocno zaakcentowała nią swoje istnienie jako autorka powieści obyczajowych, ciekawych czytadeł dla kobiet. Ponieważ dotarła do nowego – masowego – grona odbiorczyń za sprawą nieco bardziej “umasowionych” (upraszczanych w fabule i budowanych już na bestsellerowych schematach) serii (między innymi to Śnieżna Grań, chociaż i w Stajni w Pieńkach dało się zauważyć przejście w produkcję książek), może przypomnieć o sobie w “lepszej” wersji tym nowym fankom powieści o radzeniu sobie z codziennymi wyzwaniami.
Na “Dziś jak kiedyś” może czytelniczki nie zwróciłyby uwagi za sprawą opisu, ale kiedy już Izabella Frączyk dała się poznać jako autorka mocnych pod kątem emocji i odważnych w fabule (co z tego, że przy okazji naiwnych) powieści, da się przyciągnąć ich publiczność. Wystarczy nowa, zimowa okładka, sugestia romansu “księżniczkowatego”, żeby wciągnąć odbiorczynie w zabawę. A kiedy już zaczną czytać – będą kibicować Aleksandrze w jej życiowych wyborach – i do końca powieści nie odłożą, chociaż znacząco odbiega ona od standardowych realizacji historii o wielkiej miłości jako antidotum na wszelkie problemy. Aleksandra zaczyna zupełnie zwyczajnie, jak właściwie każda bohaterka obyczajówki: od rozstania. Z mężem nie chce się widywać, zwłaszcza że w grę wchodzi tajemnica z przeszłości, która związek już w zarodku wyklucza. Ponieważ bohaterka pragnie zmian, porzuca swoją pracę i szuka nowego zajęcia, najlepiej – w pewnym oddaleniu. Do przeszłości wracać nie będzie, nie ma po co, skoro angażuje się w pełni w nową sytuację. Trzeba będzie wyjątkowo dużo siły i samozaparcia, żeby przestawić się na inny tryb życia, innych ludzi i inną mentalność. Oto bowiem Aleksandra, przyzwyczajona do korporacyjnych zasad, do codziennego kieratu i do wyzwań, które pozwalają się rozwijać, trafia do wytwórni win. To nie wydaje się stanowisko uwłaczające godności, może być nawet kuszące. Prawdy kobieta dowiaduje się na miejscu i kiedy jest już za późno na wycofanie się – to nie wytwórnia win, ekskluzywna i nobilitująca, a zwyczajna rozlewnia jaboli. Prezes cierpi na problemy alkoholowe i codziennie od rana jest w stanie wskazującym (chociaż pracownicy wiedzą, że to droga donikąd, nie potrafią na niego wpłynąć). Bąszynek to nie miejsce na wspinanie się po szczeblach kariery. Ale i tak będzie bardzo ciekawie. Autorka poza wątkiem nietypowej pracy (“Dziś jak kiedyś” było jeszcze powieścią, w której mogła sobie pozwolić na odejście od szablonów i zajęć dla dziennikarek) układa Aleksandrze i życie uczuciowe: wprowadza do jej egzystencji kilku interesujących panów i pozwala popełniać błędy albo testować okoliczności tak, by szansa na nową miłość pojawiła się niepostrzeżenie i bez większych sercowych dylematów.
Jest “Dziś jak kiedyś” obyczajówką lekką, zabawną i do tego całkiem nieźle napisaną, Frączyk nie męczy wtórnością (chociaż głęboko w szkielecie konstrukcyjnym kryje się pewien zestaw motywów obowiązkowych), pokazuje bohaterkę zaradną i umiejącą się odnaleźć w najbardziej nietypowych okolicznościach. Rozśmiesza często, równie często wzrusza (w końcu tego panie przyzwyczajone do obyczajówek z happy endem chcą), świadomie kształtuje fabułę pod oczekiwania odbiorczyń, ale dodaje do niej też sporo swojego poczucia humoru. I dlatego “Dziś jak kiedyś” to powieść, która w pełni zasługuje na powrót na rynek literatury rozrywkowej.