„Don Kichot” w choreografii Aleksieja Fadejeczewa z Teatru Bolszoj w polskich kinach – pisze Alicja Cembrowska
Rozmach. Precyzyjnie dopracowane widowisko. Balet Aleksieja Fadejeczewa to czyste szaleństwo. Feeria barw, piękne stroje i nieskazitelna synchronizacja tancerzy. „Don Kichot” to jeden z najpopularniejszych baletów komicznych Teatru Bolszoj i trudno się temu dziwić. Nadal wzrusza i zachwyca.
„Don Kichot” to dzieło Mariusa Petipy do muzyki kompozytora baletowego carskich teatrów Ludwiga Minkusa, zaprezentowane po raz pierwszy w 1869 roku w moskiewskim Teatrze Bolszoj. Dwa lata później, w zmienionej wersji, pojawiło się na deskach teatru w Sankt Petersburgu. W XX wieku Aleksander Gorski dodał do spektaklu sceny pantomimiczne, z których skorzystał Fadejeczew. Ta wersja została również wzbogacona o hiszpańskie tańce tradycyjne – torreadorów, fandanga czy cygańskie.
Na scenie nie brakuje kolorowych falban, wachlarzy, kastanietów, płacht na byki czy gitar. Jest zabawnie, żywo i dynamicznie. Momentami akcja nabiera takiego tempa, że widz musi włożyć dużo wysiłku w utrzymanie skupienia. Trudno jednak oderwać wzrok od wirujących ciał, perfekcyjnych choreografii, nie zaśmiać się z niezdarności Sancho Pansy czy samego Don Kichota.
Podziw wzbudza również wysmakowana scenografia nieżyjącego już Walerija Lenentala. Tło ma być tłem, określać miejsce akcji i nie odciągać uwagi od zespołu. Dekoracje określają lokalizacje i zachowane są w jasnych barwach. Dzięki temu zabiegowi czujemy lekkość i pogodny nastrój spektaklu.
Soliści są temperamentni i precyzyjni. Ich skoki, obroty, pozy są wręcz perfekcyjnie dopracowane i nie może być tutaj mowy o pomyłce. Jednak nie tylko ich taneczne popisy należy pochwalić. Tancerze to prawdziwie charyzmatyczne osobowości sceniczne i poza bezbłędnym wykonaniem technicznym, charakteryzują się talentami aktorskimi. Dzięki temu „Don Kichota” ogląda się z lekkością i z uśmiechem na twarzy.
Balet oparty jest na wątkach powieści Miguela de Cervantesa. Na scenie nie może zatem zabraknąć tytułowego Don Kichota, jego giermka Sancho Pansy i Dulcynei, jednak w pamięć najbardziej zapadają Kitri i Basilio. Spektakl odchodzi od rozważań filozoficzno-egzystencjonalnych, więc pominięte są głębokie pytania o dwoistość natury ludzkiej. Na pierwszy plan wysuwają się miłość i… śmiech. Scena aż kipi od zabawnych momentów, a nasza uwaga skupia się na przygodach bohaterów, ich zmaganiach, pięknych kostiumach, ciałach i samym tańcu. Bo po co się smucić? – zdają się pytać ze sceny tancerze.