O spektaklu „Ojciec” Floriana Zellera w reż. Norberta Rakowskiego w Teatrze Współczesnym w Szczecinie pisze Natalia Karpińska.
Szczecińska realizacja “Ojca” Floriana Zellera w reż. Norberta Rakowskiego – wielokrotnie nagradzanej i docenionej przez krytykę francuskiej tragifarsy opisującej trudną relację pomiędzy córką a ojcem chorującym na demencję – niestety nie wykorzystała ogromnego potencjału tego dramatu. Spektakl, pozbawiony formy i pomysłu, ugrzązł w ramach skostniałego realizmu i nieumiejętnie dobranych środków scenicznych.
Florian Zeller już po raz drugi gości na scenie Teatru Współczesnego w Szczecinie. Obecna wciąż w repertuarze “Godzina spokoju” w reż. N. Rakowskiego to błyskotliwa komedia rodzinna, trzymająca farsowy rytm i konsekwentnie bawiąca widzów ciągłymi zwrotami akcji. Na otwarcie sezonu 2022/2023 wybrano sztukę, o której głośno było z kilku powodów. Najpierw ogromny sukces paryskiej premiery “Ojca” w 2012 roku w Théâtre Hébertot, następnie przyznanie sztuce najważniejszej nagrody teatralnej we Francji – nagrody Molière’a. Kolejno – premiera w Londynie i tytuł najlepszego dramatu roku nadany przez “The Guardian”; produkcja na Broadwayu i nominacja do Tony Awards. W końcu nagrodzony dwoma Oscarami film wyreżyserowany w 2020 roku przez samego Zellera z tytułową rolą Antony Hopkinsa i towarzyszącą mu Olivią Colman. Przed szczecińską realizacją poprzeczka została wysoko podniesiona, również za sprawą “Ojca” z warszawskiego Teatru Ateneum w reż. Iwony Kempy, z Marianem Opanią w roli starego André.
Pomimo pozornie prostej konstrukcji dramatu, Zeller buduje wielopiętrową rzeczywistość, na którą spoglądamy z dwóch perspektyw. Pierwsza należy do Anne – córki, która stara się opiekować chorym ojcem, druga do osiemdziesięcioletniego, kapryśnego André. Dla autora kluczowy w konstrukcji tekstu staje się świat widziany oczami mężczyzny, odkrywający przed czytelnikiem skomplikowaną materię umysłu, który na skutek choroby otępiennej traci podstawowe zdolności poznawcze i emocjonalne. Zaniki pamięci, zmiany nastroju, nerwowość, zagubienie. Konfrontacja córki i ojca przybiera formę walki o przeszłość i teraźniejszość; walki o ocalenie bliskiego człowieka; walki o godność i więź, która traci na sile. To także moment, kiedy słowa wymykają się spod kontroli, cierpliwość się kończy, a frustracja i bezsilność burzą dotychczasową harmonię. Zeller umiejętnie pokazuje błądzenie bohaterów przerażonych własną sytuacją, oddalających się od siebie, a jednocześnie (pomimo ucieczek) skazanych na swoją obecność.
Norbert Rakowski reżyseruje “Ojca” na dużej scenie. Kameralne wnętrze mieszkania głównego bohatera staje się mocno ascetyczną, przedzieloną białą kotarą przestrzenią, przywołującą w głowie obrazy szpitalnych, opuszczonych sal. Nie ma w niej miejsca na bliskość i budowanie rodzinnych relacji. Od początku aktorzy wrzuceni zostają w sytuacje docierania do siebie, nieustającego mijania się i dystansowania. Kameralności wpisanej w sztukę nie pomaga także fatalne nagłośnienie i mikroporty, które wprowadzają telewizyjną sztuczność. Głos aktorów, wydobywający się z szeregu głośników wiszących nad widownią, nie był czysty, pozbawiony był siły prostych emocji i szczerości, drażnił pretensjonalnością. Kolejnym niefortunnym elementem, utrudniającym komunikację na scenie, była firankowa kotara okalająca przedni plan i oddzielająca go od tylnej części sceny. Już w pierwszych minutach, gdy Anne odwiedza ojca i kilkukrotnie, nerwowo wchodzi i wychodzi z pokoju, chaotycznie plącze się w materiałowych przejściach zastępujących drzwi.
Podział sceny sugerujący wspomniane wcześniej dwie perspektywy, ale także dzielący na to, co realne i wyobrażone, świadome i podświadome, to co na jawie i we śnie, sprawdziłby się gdyby nie chaotyczny i technicznie niedopracowany montaż scen. Nagłe wyciemnienia przecinające kolejne sceny, którym towarzyszyła pulsująca i agresywna muzyka elektroniczna, wskazująca na coraz silniejsze zaburzenia i mętlik w głowie André, oddalała uwagę od tego, co faktycznie dzieje się na scenie. Natomiast ścieżka dźwiękowa towarzysząca wielu dialogom między córką a ojcem irytowała ckliwością i monotonią fortepianowego brzmienia.
Akcja sztuki toczy się bardzo powoli, żaden z aktorów nie pełni roli reżysera sytuacji, kolejne dialogi rozmywają się i dłużą. Między przedstawionymi sytuacjami nie ma miejsca na chwilę oddechu, nie ma tragicznej i ciążącej obecności głównego bohatera, granego przez Jacka Piątkowskiego, któremu brakuje też tej urokliwej złośliwości i siły, która mogłaby wywołać uśmiech na twarzy widza. Aktor zawieszony między rolą ojca trzymającego świat w ryzach, a rolą ojca, który traci kontakt ze sobą i otoczeniem, szarżował neurotycznością, gubił balans, a – przede wszystkim – nie odkrył przed nami głębi postaci.
Pozostali aktorzy mocno trzymali się konwencji obyczajowego dramatu, także pozbawieni tragikomicznej aury; wypowiadali swoje kwestie dość automatycznie, momentami ze zbyt wielką powagą, bez przekonania. Spektakl odbywa się w jednej tonacji, nie zaskakuje i nie trzyma w napięciu. Zabrakło gry z tekstem, wykorzystania jego nieoczywistości, ale także wybrania tego, co w dramacie Zellera na scenie powinno prowadzić całą narrację.
W didaskaliach dramatu autor stopniowo ogołaca przestrzeń gry, zabiera kolejne elementy scenografii do momentu, kiedy bohaterów otacza pusta, bezosobowa przestrzeń. Tak jak André czuje, że “gubi wszystkie swoje liście, jeden po drugim”, tak autor przeprowadza nas przez proces utraty: zmysłów, logiki, poczucia sensu i stabilności, utraty kontaktu z twardą i nazwaną formą rzeczywistości. Rakowski nie buduje świata, który stopniowo ulega rozkładowi i zanikowi, wrzuca aktorów w przestrzeń naznaczoną obojętnością i brakiem barw, nie zachodzi żadna zmiana, scena stoi w miejscu, aktorzy także.
“Ojciec” to opowieść o nieodwracalnych zmianach, o upływie czasu, o samotności w chorobie, o przechodzeniu ze sfery wiedzy i prostych odpowiedzi w świat pozbawiony logiki, przypominający świat dziecięcy, rządzący się swoimi prawami. “Gdy przerażony mały człowieczek szuka mieszkania w nieznanym mieście, antymagiczne działanie wiedzy traci nagle swą moc. To nie on patrzy na domy, a raczej domy spoglądają na niego”. Cytat rozpoczynający sztukę Zellera z jednoaktówki Tennessee Williamsa mówi dokładnie o tym, czego potrzebować będzie twórca realizujący “Ojca”. Po te narzędzia nie sięgnęli realizatorzy szczecińskiego spektaklu. Wielka szkoda.
fot. Piotr Nykowski