Recenzje

Przedlaptopowy teatroman

Prawdziwy teatroman już się oswoił z… własnym fotelem. Jeszcze pamięta, jak to z biletem w garści tropił swe miejsce na widowni i czekał na trzeci dzwonek zapowiadający kolejną premierę. W drugim miesiącu epidemicznego on-line realu już wyćwiczył nadzieję na średnio co drugi dzień z kolejną premierą, cóż że rejestracji spektakli sprzed lat kilku. Dziś czeka na rozpoczęcie transmisji, gapiąc się w laptop i ekran odliczający minuty do startu, jeszcze smartfon jak trzeba, wyciszy; dziecku wyściubiać nos z pokoju zakaże; kotu wszystkie zabawki pochowa, a żonę do sypialni z książką ześle i wieczór jest jego!

Jeszcze w połowie marca, strapiony pierwszym szokiem dyktatu wirusowego, przedzierał się przez pokój zatarasowany zapasami kaszy, makaronu włoskiego (ryżu chińskiego lepiej wolał nie smakować) i piramidami klo-papieru, brnąc do swego fotela, zahaczał po drodze o kurtyny na oknach i… oglądał wszystko, co teatralne – jak leci. Zapisy techniczne, nieprawdopodobne zupełnie dla publicznych pokazów, rejestracje tak pozbawione światła, że ochrzczone słuchowiskami, męczył się przy aktorze wielce przewidywalnym w monodramie, cieszył z różnych wycieczek w zakamarki scen i wszelkich czytań, czynionych on-line z domowych pieleszy przez lokalnych aktorów.

Z czasem teatroman z prowincji zaczął z tak przepastnego teatralnego, wirtualnego garnca odsiewać to, co najlepsze! Bił brawa dostojnej Cieleckiej i przestylizowanemu Bieleni w „Uczcie”, kłaniał się w snach Wasilewskiej w „Cząstkach kobiety”, śmiał z Woronowiczem, choć Ewelina płakała, chciał albo nie chciał mieć takiej matki, jak Maria Maj i takiego syna, jak Górski w „Woyzecku”, zachwycał Andą Rottenberg w zagraniu Nosińskiego, koniec końców spać nie mógł już przez Czarnika i Sokołowską w „Lalce”.  Wreszcie widział i słyszał dobrze, a stołeczni aktorzy z każdą kolejną premierą rejestracji stawali się jego „dobrymi znajomymi”. Nie omieszkał też zajrzeć do innych stolic Europy: śpiewał razem z Forsterem z „Jesus Christ Superstar” i powtarzał monolog Hamleta z Eidingerem w Schaubühne Berlin! Zajrzał również na prowincje jeszcze bardziej oddalone od stolicy od jego i śmiał szczerze z Rumunem Marcinkowskiego ze Słupska oraz babą w czort – Sklepową Donimirskiej z Zielonej Góry. Grali na najwyższych obrotach, kto by tak kapitalnie wykreował te postaci w jego mieście? – myślał.

Laptopowy teatroman, z czasami działającym kablem HD do telewizora, przed każdym kolejnym „odsapem” (czyt. weekendem) podczas tej kwarantanny układał sobie plan obejrzenia kilkunastu rejestracji, co i tak nie wypalało. Może z czasem sam się wypalił teatro-mentalnie? Na razie ogląda, co może, wpłaca datki i śle podziękowania w komentarzach teatrom, które robią, co potrafią, by o nich nie zapomniał. To jeszcze trochę potrwa, ale na razie pozostaje mu żyć, nie złapać!

Aram Stern


Fot. domena publiczna, Pixabay

Komentarze
Udostepnij