Ballada o dziewczynie. Z Ewą Frysztak rozmawia Janusz Górski. Karakter, Kraków 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Jest to książka nietypowa (a na rynku, mimo niszowości, potrzebna, zwraca na to uwagę już drugie wydanie). „Ballada o dziewczynie” to tom duży formatowo i przypominający album – wypełniony reprodukcjami i przedrukami. Nie może zresztą być inaczej, skoro to podstawowe źródło wiedzy na temat Ewy Frysztak, artystki, która bardzo chroni swoją prywatność i nie zamierza dzielić się z odbiorcami smaczkami ze swojego życia.
Janusz Górski podejmuje rozmowę – sam wyposażony w zestaw danych, przygotowany znakomicie, świadomy relacji w środowisku artystycznym i znający nazwiska kolegów po fachu oraz style innych grafików – tak, by w każdym momencie móc je przywołać lub do nich się odnieść. Ale Ewa Frysztak jest bardzo trudnym partnerem do rozmowy – nie zamierza gawędzić, podejmować tematów rzucanych przez Górskiego, nie chce zagłębiać się w konkretne opowieści. Woli lakoniczność i pozostawanie na poziomie warsztatu, poza tę sferę rzadko wychodzi. Jeśli ktoś liczy na to, że z lektury wyciągnie szczegóły biograficzne (na przykład dotyczące czterech mężów), bardzo się myli – cała sfera prywatności sprowadzona tu zostaje do kilku zdań, które nie mają większego znaczenia w kontekście całości. Ewa Frysztak nie tyle unika rozmawiania na tematy osobiste, co daje odczuć całą sobą, że zagadnienia takie ją nudzą – i nudzić będą również czytelników. Janusz Górski nie naciska, w końcu nie buduje biografii, a chce porozmawiać o pracach – przyjmuje zatem konwencję narzuconą i dostosowuje się do niej. Odbiorcy będą zatem odtwarzali jedynie szczegóły dotyczące trudności „technicznych”, wyzwań płynących z siermiężności peerelowskiej – a już nie te odnoszące się do sfery osobistej. Co ciekawe, nawet o przyjaźniach czy znajomościach ze szkoły Ewa Frysztak opowiada niechętnie, zupełnie jakby ludzie sami w sobie byli dla niej obiektem wstrętu. Liczą się tylko wykonane i zachowane prace – i o tym naprawdę jest „Ballada o dziewczynie”.
Janusz Górski szuka uporządkowania. Rozdziały formuje ze względu na tematykę i przeznaczenie prac (osobno przedstawi karty pocztowe, osobno ilustracje do książek dla dzieci, osobno okładki klasyków lub plakaty). Udaje mu się znaleźć punkt zaczepienia w technice czy w podejściu do tematu, od Ewy Frysztak uzyskuje – wciąż lakoniczne, ale przynajmniej interesujące dla odbiorców – wiadomości o dostosowywaniu stylu i narzędzi do rodzaju książki, o wyzwaniach związanych z brakami w zaopatrzeniu, o konkurencji czy o zleceniach ze strony wydawnictw. Pozwala zatem sprawdzić, jak funkcjonowało się grafikom w PRL-u. Bardzo starannie nakreśla style, obszary wpływów, inspiracje i zapożyczenia, rzuca nazwiskami, które warto znać, jeśli chce się zajmować grafiką, wyznacza mistrzów. Sama Ewa Frysztak też chętnie zanurza się w przypominanie, jak powstawały kolejne prace – czerpie nawet pewną przyjemność z takich podróży w przeszłość. Przez to może przekonać do siebie odbiorców – widać, że opowieści o tworzeniu prowadzi z pasją, nawet jeśli i przy nich nie zamierza się rozgadywać. A ponieważ z samego wywiadu niewiele informacji się wyciągnie, „Ballada o dziewczynie” funkcjonuje w dużej mierze dzięki zestawom ilustracji. To niekończące się zbiory okładek, ciekawostki, serie, prace jednostkowe i „pomyłki” (te okładki, w przypadku których Ewa Frysztak wręcz kwestionuje swoje autorstwo). Dzięki temu „Ballada o dziewczynie” wydaje się tomem bardzo atrakcyjnym dla zwykłych odbiorców – dla tych, którzy w przedstawianych tu przedrukach znajdą ślady własnych lektur i po raz pierwszy zetkną się z nazwiskiem osoby, która projektowała kształt okładek (poza literaturą dziecięcą rzadko na ten aspekt zwraca się uwagę).