William Sutcliffe: Prawie zupełnie nikt. Ya!, Warszawa 2020 – pisze Izabela Mikrut.
Dla nastoletniego Sama koszmar dojrzewania staje się jeszcze gorszy – za sprawą pomysłu rodziców. Przeprowadzka, zmiana szkoły (na taką, w której dzieci mogą rozwijać swoje pasje – każdego traktuje się jak indywidualność i docenia za każdy przejaw kreatywności), nowe porządki w domu – mama chce przeszczepić potomstwu swoje pasje i eksperymenty błyskawicznie. Nie uwzględnia przy tym realiów: nie zdaje sobie sprawy, że funduje zwłaszcza średniemu synowi piekło. Starszy jakoś sobie poradzi: wie, że aby przetrwać w szkolnej społeczności, trzeba umieć się dostosowywać – postanawia zatem udawać geja (to daje nieograniczony dostęp do dziewczyn) i realizuje się w zespole muzycznym. Córka, kilkulatka, próbuje emanować radością i akceptować bezkrytycznie każdą propozycję ze strony rodzicielki – wyczuwa, że potrzebne jej wsparcie. Jednak Sam tego nie chce. Nie potrafi się odnaleźć w nowej placówce, nie czuje się wyjątkowy ani utalentowany, nie wie, jaką umiejętność miałby rozwijać, skoro we wszystkim jest przeciętny. „Prawie zupełnie nikt” to powieść, w której William Sutcliffe ustosunkowuje się do mód w procesie wychowywania dzieci i do oderwanych od realnego życia idei. Sam na własnej skórze przekonuje się, czym grozi naiwna wiara w uruchamianie twórczego potencjału – w jego doświadczeniach nie ma nic mistycznego ani rozwijającego, to zupełnie zwyczajny nastolatek – i Sutcliffe na tej bazie prowadzi historię.
Ów zupełnie zwyczajny nastolatek w nowej szkole nie umie znaleźć sobie miejsca. Zwraca uwagę na najpiękniejszą dziewczynę, ale ona jest w związku (nawet jeśli toksycznym – nie zamierza zmieniać tego stanu rzeczy). Sam czuje coraz większą presję: jego matka testuje nowe formy wyrazu (wiersz o menopauzie z pewnością wstrząśnie domownikami) i prowadzi bloga, w którym skarży się na średniego syna. Nauczyciele są przesadnie wyrozumiali (chociaż chłopak domyśla się, że przynosi im wyłącznie rozczarowania), a koledzy – męczący. Sam nie ma pojęcia, jak odkryć swoją pasję – nie chce udawać kogoś, kim nie jest, przeszkadza mu strategia przyjęta przez starszego brata. I wtedy, przez przypadek, trafia do grupy teatralnej.
„Prawie zupełnie nikt” to powieść utrzymana w klimacie pop, co widać zwłaszcza po upraszczanej do granic możliwości narracji i po dowcipach dotyczących cielesności. Historia przedstawiana jest tak, by zwłaszcza nastoletni chłopcy mogli się w niej odnaleźć – kąśliwe uwagi dotyczące mąk dojrzewania są tu na porządku dziennym, Sutcliffe nie zamierza też sentymentalnie podchodzić do tematu damsko-męskich relacji: chociaż Sam nie pozostaje obojętny na wdzięki koleżanek, nie będzie tu wielkiej miłości i obietnicy związku po wsze czasy. Tym autor chce do siebie przekonać młodych czytelników, zmęczonych filmowymi scenariuszami. Wydaje się podczas lektury, że Sutcliffe prześlizguje się po tematach, nie pogłębia żadnego, pozostawia je za to do przemyśleń (ewentualnych przemyśleń!) czytelników. Ucieka w ten sposób od prawienia morałów – dopasowuje fabułę i sposób prowadzenia opowieści do wymagań dzisiejszych nastolatków, dostarcza lekturę, która nie spowoduje problemów w odbiorze. Można jednak przy niej zatęsknić za klasycznymi narracjami.