Żaneta Auler: 7 dni w siódmym niebie. Amerykański sen – prawdy i mity. Edipresse Książki, Warszawa 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Żaneta Auler jest kobietą sukcesu i jej książka „7 dni w siódmym niebie” stanowi rodzaj autoreklamy. To publikacja, która ma przedstawiać warte odwiedzenia miejsca z najbliższego otoczenia autorki, przygotowane jak plan siedmiodniowej wycieczki. Wycieczka ta uwzględnia nie tylko rzeczy warte zobaczenia (albo konieczne na liście miejsc), ale i strefę spędzania wolnego czasu, relaksu lub smacznych posiłków. Auler zamienia się w kierownika wyprawy, która może nie będzie nawet przesadnie forsująca, ale pozwoli odbiorcom poznać „amerykański sen”, miejsce, które kojarzy się z wiecznymi wakacjami, skąpane w słońcu i pełne szans na przygodę. Nie zabraknie w tej podróży wizyty w Las Vegas, w Nowym Jorku albo nad Wielkim Kanionem – a wszystko to nie z perspektywy bezdusznego przewodnika-podręcznika, tylko w wersji „dla ludzi”. Świadoma tego, czego oczekują odbiorcy przybywający do Ameryki jako turyści, Auler postanawia przyjrzeć się znanym sobie miejscom niejako z zewnątrz. Sama od kilku lat tu mieszka i uznaje, że wrosła w lokalną kulturę na tyle, by móc o niej opowiadać – zestawia więc w narracji doświadczenia Polki i lokalnej przewodniczki (nawet jeśli samozwańczej – nie szkodzi).
Nie będzie autorka szukać informacji nudnych i encyklopedycznych. Jeśli ktoś chce takich danych, uzupełnić je musi we własnym zakresie – ale, w gruncie rzeczy, suche informacje zaburzają rytm lektury i tu by w ogóle nie pasowały. Nie ma Auler ambicji opowiedzenia absolutnie wszystkiego o pokazywanych miejscach, skupia się natomiast na zwyczajach i zachowaniach miejscowych. Podąża tam, gdzie faktycznie warto coś zobaczyć, albo gdzie sama się czymś zachwyciła. Omawia „swoją” Amerykę, tereny o wartości emocjonalnej dla niej, przez co książka nabiera walorów osobistego wyznania. Bardzo często odwołuje się zresztą Żaneta Auler do własnego domu, pozwala, żeby przez narrację przewijali się członkowie rodziny, którzy w pewnym stopniu uzasadniają część wyborów dla turystów. Koncentruje się nie tylko na tym, co ważne: dba, żeby zaspokojone zostały różne potrzeby zwiedzających bliskie jej miejsca, stąd opowiadanie o pięknie czy o wybranych smakach. Bardzo dużo energii wkłada autorka również w opowiadanie o obyczajowości. Wydawałoby się, że Stany to tygiel kulturowy, jednak umie Auler wychwycić to, co stanowi o nietypowości czy wyjątkowości miejsca – chętnie dzieli się z czytelnikami również takimi spostrzeżeniami i one w książce będą najciekawsze, najbardziej przez odbiorców poszukiwane.
Bo poza Ameryką Żaneta Auler pisze przede wszystkim o sobie. To ona jest tu w centrum wydarzeń, zaprosi i do swojej firmy, i do swojego domu. Wśród olbrzymiej liczby artystycznych zdjęć na bardzo wielu się pojawi – pozując w różnorakich okolicznościach. Tu akurat trudniej będzie się czytelnikom zachwycać taką formą autopromocji, jednak w końcu „7 dni w siódmym niebie” to książka najbardziej dla Auler ważna – więc nie może dziwić próba przypominania o sobie na każdym kroku. Różni się ten tom i od blogerskich wyznań, ale i od opowieści podróżniczych, jest mocno przefiltrowany przez autobiograficzne doznania, a do tego połączony z możliwością realizowania marzeń. Autorka zachęcać będzie do tego, żeby nie bać się walki o swoje, uczy, że wszystko jest osiągalne – wystarczy działać. W jej wypadku amerykański sen spełnia się z nawiązką, funkcjonuje jako obietnica lepszego życia. Jeśli zestawi się go z zapierającymi dech w piersiach krajobrazami i mocnym słońcem – tom stanie się zachętą do wycieczki życia, a może nawet decyzji życia.