Katherine Arden: Dziewczyna z wieży. Muza SA, Warszawa 2019. (premiera 20 marca) – pisze Izabela Mikrut.
Wasia to niepokorna i odważna dziewczyna, która do swojego świata zupełnie nie pasuje. Nie dla niej przeznaczenie, które zamyka kobietę w domu i nakazuje jej rodzić kolejne dzieci: chociaż Olga takiemu losowi się poddała i ciągle wydaje na świat potomstwo, Wasia nie zamierza powtarzać jej historii. Musiała zresztą uciec od bliskich, bo jako „inna” tylko by im przeszkadzała. Na mroźnych i niezabudowanych terenach ożywają baśnie – tam Wasia jest u siebie. Władca mrozu i śmierci przywiązał ją i nie daje o sobie zapomnieć, zresztą dzielną Wasię zawsze ciągnie tam, gdzie czeka niebezpieczeństwo. Okazuje się też, że tylko ta bohaterka jest w stanie uratować porwane od rodziców dziewczynki – to, czego nie dokonał jej brat razem z uzbrojonymi kompanami, Wasi przychodzi bez większego trudu. Ale przecież ma do dyspozycji równie odważnego jak ona Słowika, konia, z którym może rozmawiać. Słowik pomoże w unikaniu niebezpieczeństw, służy wsparciem i odpowiada za sporą część wyczynów.
Ale konserwatywna Moskwa nie chce widzieć kobiet w roli bohaterek. Walki i potyczki zbrojne to domena mężczyzn, kobieta w takim wydaniu straciłaby poważanie, a w dodatku naraziła na śmieszność wojaków. Ponadto sama niepotrzebnie narażałaby się na niebezpieczeństwo ze strony „dzikich”, przyzwyczajonych do rozstrzygania sporów siłą kompanów. Co innego, gdyby była mężczyzną. I tak z Wasi robi się Wasilij, który błyskawicznie zyskuje przydomek Waleczny. Wasia towarzyszom swojego brata musi się tak przedstawiać, to najlepsze rozwiązanie wymyślone na szybko: nikt nie uwierzyłby, że dziewczyna może sama stawić czoła groźnym bandytom i jeszcze uratować maluchy. Nikt nie wie, że Wasię sam Morozka szkolił w sztukach walki i w radzeniu sobie w nieprzyjaznych warunkach.
„Dziewczyna z wieży” to druga część „Niedźwiedzia i słowika” – opowieść płynąca z fascynacji rosyjskimi wierzeniami i legendami. Katherine Arden wprawdzie przyznaje się do takich inspiracji, ale z czasem dowiaduje się też, jak trudno jest wyłuskać z przebogatego zestawu ludowych wierzeń tyle informacji, żeby zyskać niepowtarzalny koloryt lokalny (faktycznie książka zwraca na siebie uwagę specyficzną melodyjnością, a i tematyką), ale też nie zamęczyć czytelników nawiązaniami do rosyjskich opowieści. Dlatego też sygnalizuje ich obecność – choćby przez fabułki przedstawiane najmłodszym, a osnute na dawnych baśniach, nie w skomercjalizowanej wersji. Magia nietrudna do uchwycenia w narracji płynie bezpośrednio z pomysłu na opowieść. W tej książce mnóstwo jest przecież istot spoza realnego świata, nie tylko władca mrozu, ale i domowe skrzaty – widziane tylko przez niektórych (automatycznie wykluczanych ze społeczności). Tutaj nie ma mowy o kontaktach ze światem zewnętrznym, wszystko rozgrywa się w ramach jednej, niegościnnej przestrzeni – ogromnej, ale pozbawionej szansy na ucieczkę czy inny los. Dlatego Wasia będzie skazana na walkę i na samotność, mimo że emocje, jakich zazna, należą do skrajnych. Katherine Arden pisze płynnie, prowadzi relację oniryczną, powiązaną trochę z fantastyką, trochę z baśniami, proponuje ludowe bajania dla dorosłych – chce urzec czytelników całkowitym odejściem od tego, co znane, w sferę niby-oswojonego mroku. „Dziewczyna z wieży” to przypomnienie o potencjale fabularnym starych opowieści. Wasia jako klasyczna bohaterka idealnie też wpisuje się w dzisiejsze trendy narracji o walecznych kobietach. Ale liczą się przeżycia.