Recenzje

Przyjaciele

Roman Dziewoński: Siła komizmu. Destrukcyjna? LTW, Łomianki 2019 – pisze Izabela Mikrut.

Trochę sfrustrowany wydaje się Roman Dziewoński w tej narracji, zwłaszcza kiedy podkreśla, że na przygotowywane książki nie mógł znaleźć wydawcy. W publikacji „Siła komizmu… destrukcyjna?” wybiera czterech bohaterów – ulubieńców publiczności, którzy zagwarantują i jemu, i wydawcy, zainteresowanie odbiorców. Bogumił Kobiela, Edward Dziewoński, Wiesław Michnikowski i Mieczysław Czechowicz to postacie, których przedstawiać nie trzeba – więc też autor darowuje sobie tworzenie życiorysów i przechodzi od razu do tego, co ma być celem jego książki – do rozmaitych anegdot teatralnych i opowieści, które trzeba ocalić od zapomnienia, póki jeszcze funkcjonują w czyjejś świadomości. Trochę źle to koresponduje z goryczą, ale jednak nie zawsze ulewa się autorowi na tematy pozaartystyczne, więc można zanurzyć się w świat teatru i mądrych komedii oraz kabaretów dla rozrywki i dla wytchnienia.

Chociaż Dziewoński sięga po cztery sylwetki, brakuje mu jednego i spójnego pomysłu na całą książkę: wiadomo, że każdy z jego bohaterów zasłużył na osobny tom (nawet niejeden), wiadomo, że można poświęcone im biograficzne relacje znaleźć jeśli nie w księgarniach, to w bibliotekach, a czasem da się też trafić na autobiograficzne wyznania lub memuary (ciekawe, że w przypadku książki ojca Roman Dziewoński korzysta z najnowszego wydania). Czyli: dla tych, których apetyty zostaną boleśnie rozbudzone, potrzebna będzie bibliografia lektur na później. Być może zresztą czytelnicy znają już wcześniejsze tytuły poświęcone wielkiej czwórce (i nie tylko) i wtedy będą momentami zżymać się na Romana Dziewońskiego, a momentami cieszyć się z dostępu do nowych anegdot. Bo nastawienie na siłę komizmu czterech aktorów zamienia się w tej publikacji na bezustanne cytowanie. Roman Dziewoński skleja swoją książkę z cytatów, dość obszernych, przeplata jedne nawiązania innymi, oddaje głos bohaterom książki albo ich współpracownikom, wynotowuje co bardziej smakowite fragmenty z różnych dzieł. Dodaje do tego swoją narrację, ale brakuje w tym odkrywczości, przynajmniej z perspektywy czytelników, którzy to towarzystwo doskonale poznali, nawet jeśli tylko w sposób zapośredniczony – ze sceny, z lektur lub z ekranu. Dla odbiorców, którzy przytaczane tutaj tomy wertowali uważnie, ma Roman Dziewoński niespodziankę w postaci rozmów z różnymi artystami: zbiera wspomnienia na temat czwórki bohaterów, czasami udaje mu się dotrzeć do niespisanych anegdot. I to sprawia, że znajdzie spokojnie czytelników.

Niektóre fragmenty będą przypominać najlepsze dokonania kabaretowe lub filmowe – co sprawi, że odbiorcy zechcą odświeżyć sobie słynne skecze i sceny. Dziewoński odnotowuje żarty robione partnerom scenicznym i ciekawostki, których publiczność dostrzec nie mogła. Bazuje na ciekawostkach, wybiera esencję tego, co czytelnicy bardzo lubią. Przy takim zestawieniu dowcipnych historyjek można przymknąć oko na to, że wprowadza „swój” znak graficzny na oznaczenie ironii i nadużywa go w sytuacjach, które niekoniecznie na ironię wskazują (bo są, na przykład, rejestrem kawału). Atutem tej publikacji jest szata graficzna, mnóstwo tu zdjęć z dawnych kabaretów, kadrów filmowych, fragmentów recenzji itp. Może Roman Dziewoński nie stanie się w tym wypadku archiwistą lekkiej muzy, ale przynajmniej pozwoli na rozrywkę.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,