Leigh Sales: Dzień, który zmienił wszystko. Feeria, Łódź 2020 – pisze Izabela Mikrut.
Nie da się przewidzieć wszystkiego, a gdyby człowiek bez przerwy dopuszczał do siebie myśl, że za moment może mu się coś stać, zwariowałby. Mózg wypracowuje sobie mechanizmy obronne i umiejętności przetrwania po fakcie – i to właśnie, w postaci zachowań oraz przemyśleń ofiar i rodzin ludzi, którzy zginęli w rozmaitych nieszczęśliwych okolicznościach tropi Leigh Sales w tomie „Dzień, który zmienił wszystko”.
Australijska dziennikarka mocno współczuje poszkodowanym, czasami nawet za bardzo, bo chociaż oni sami potrafią już opowiadać o swoich problemach i skutkach niefortunnych zbiegów okoliczności, ona – jako żurnalistka – wciąż epatuje emocjami, pozwala sobie na łzy, drżenie głosu czy dławienie w gardle – co później skrzętnie odnotowuje. Bez takich wstawek byłaby lepsza: i tak wiadomo, jak silne wrażenie robią opisywane tu historie. Leigh Sales podąża za tymi, którzy znaleźli się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze i za tymi, którzy, jakby się wydawało, powinni za pierwszym trudnym przypadkiem wyczerpać swój zasób pecha. Tak się jednak nie dzieje – i zostają boleśnie doświadczani przez rzeczywistość, mimo to nie poddają się i uczą się, jak żyć po katastrofie. Autorka zajmuje się między innymi opowieścią o osobie, która była zakładnikiem terrorysty w kawiarni, o człowieku, który stracił rodzinę w wyniku działań zamachowca, o uratowanych z powodzi, ale też o tych, którzy musieli błyskawicznie dokonać przewartościowań i pogodzić się z nieuleczalną chorobą partnera – a także nauczyć się żyć po stracie. Czasami zastanawia się, jak pomóc: przytacza przykład policjanta i strażaka, którzy bez wahania objęli psychicznym wsparciem kobietę, której męża zabił niepoczytalny syn-nożownik. Niewiele potrzeba, żeby pomóc: ale ludzie z otoczenia boją się działać pod wpływem impulsu, niektórzy nie wierzą, że mogliby udźwignąć ciężar tragedii, inni uważają, że nie powinno się wchodzić z butami w cudze życie. Leigh Sales rozmawia między innymi z politykiem, który potrafi po katastrofach zwracać się do mieszkańców ze słowami otuchy – nie irytującymi, bo szczerymi i prawdziwymi. Pokazuje tym samym, jak różne mogą być reakcje na niespodziewane wydarzenia.
„Dzień, który zmienił wszystko” to próba dotarcia tam, gdzie zwykli odbiorcy nie dadzą rady. Leigh Sales mocno podkreśla swoje powinności jako dziennikarki, akcentuje też konieczność zachowywania delikatności: nie chce być postrzegana jako poszukująca sensacji na miarę brukowych magazynów. Sporo zresztą pisze o tym, czego oczekuje się od dziennikarzy, czego się ich uczy i jak powinni się zachowywać podczas spotkań z ludźmi pokrzywdzonymi. Sama nie zamierza budować pełnych historii: raczej zdawkowo opisuje sytuację, wprowadza portret osoby, która w jej wyniku ucierpiała, a następnie spotyka się z ową osobą (albo z jej bliskimi), żeby zadać zaledwie kilka pytań o samopoczucie, sposoby radzenia sobie ze stresem, myśli po przykrym wydarzeniu, zmiany, na jakie nikt nie dałby rady się przygotować. Nie interesuje jej żmudne odtwarzanie szczegółów kontekstu, a jedno spotkanie – które zapadnie w pamięć odbiorcom. W ten sposób „Dzień, który zmienił wszystko” zyskuje własny charakter. Nawet jeśli odbiorcy chcieliby akurat dowiedzieć się czegoś więcej na temat opisywanej sytuacji, dla Sales najważniejsi są ludzie, którzy udowadniają własną siłę wbrew okolicznościom.