O spektaklu „Śpiąca królewna” Hanny Januszewskiej wg baśni Charlesa Perraulta w reż. Piotra Kurzawy, w Teatrze Lalka w Warszawie, pisze Wiesław Kowalski.
W „Śpiącej królewnie” w reżyserii Piotra Kurzawy nie zobaczymy na scenie narratora czy Charlesa Perraulta, a tak najczęściej bywało w dotychczasowych realizacjach tekstów napisanych przez Hannę Januszewską, opartych na twórczości francuskiego baśniopisarza z epoki baroku. Tym razem najpierw w scenicznej przestrzeni pojawi się stary odbiornik radiowy z zielonym oczkiem, albowiem twórcy spektaklu postanowili wykorzystać nagranie radiowe, w którym na antenie pojawił się kiedyś w roli autora „Czerwonego Kapturka” sam Jerzy Wasowski (autor muzyki), a odpytywał go na okoliczność zrealizowanej w radio bajki jego syn, Grzegorz Wasowski, będący jednym – obok syna autorki cyklu o Wędrującej Pyzie – z honorowych gości na ostatniej premierze w warszawskiej Lalce.
„Śpiąca królewna” przełożona na język sceny w Teatrze Lalka to spektakl pełen uroku, rozegrany całkowicie w planie lalkowym, przeprowadzony z pełną humoru narracją i z nie pozbawionym dowcipu układem poszczególnych wydarzeń. Okazuje się, że znana od wielu lat bajka wciąż budzi ciekawość i potrafi bawić nie tylko dziecięcą publiczność. Warszawski teatr proponuje spektakl perfekcyjny w wyrazie plastycznym, widowisko żywe, pełne wdzięku i temperamentu ujawnianego w każdej scenicznej postaci. Aktorzy w roli animatorów sprawdzają się znakomicie. Jedyne nad czym warto jeszcze popracować to strona wokalna – teksty piosenek niekiedy podawane zbyt cicho nie zawsze docierają do słuchaczy, a niektórym wykonawcom zdarzają się wciąż potknięcia intonacyjne, szczególnie dotkliwe w partiach zespołowych. W budowaniu bajkowego nastroju pomaga również zmienność świateł, która pozwala urokliwie zaistnieć w bezkresnych przestrzeniach (scenograficzne elementy nie są dominantą w tym widowisku, to zaledwie trzy parawany, zza których wyłaniają się lalkowi bohaterowie) zjawiskowo pięknym lalkom, uwodzącym lekkością i zmysłem humoru. Atutem przedstawienia są także wyraziste pointy oraz stylistyczna czystość zastosowanej konwencji – wszystko to razem powoduje, że spektakl aż do finału ani na moment nie stygnie, wciąż jest w emocjach gorący, pełen zrytmizowanych działań urzekających estetyczno-formalnym pięknem.
Piotr Kurzawa, młody absolwent Wydziału reżyserii AT w Warszawie, autor znakomitego „Natana Mędrca” Lessinga w Teatrze Horzycy w Toruniu, tym razem postanowił swoje umiejętności warsztatowe sprawdzić w teatrze lalkowym. Reżyser zdecydował się na użycie formy czysto klasycznej, gdzie najważniejszą funkcję spełniają kukły (świetna robota wykonanych w drewnie ponad trzydziestu lalek Rafała Budnika do projektów Małgorzaty Pietraś) animowane przez aktorów z zapadni. W ten sposób dokonuje się w tym dynamicznym spektaklu konfrontacja tego, co dzieje się na trzech poziomach w planach lalkowych ze wspomnianym już słuchowiskiem radiowym, nagranym w latach siedemdziesiątych. W konstrukcji przedstawienia najważniejsze są przede wszystkim dwa komponenty, będące podstawowym przekaźnikiem treści – to słowo istniejące w permanentnym dialogu z obrazem. Do tego dochodzą jeszcze piosenki Jerzego Wasowskiego napisane do tekstów Hanny Januszewskiej, które swoim charakterem i nastrojem nie tylko inkrustują plan wydarzeń, ale i momentami budują klimat Starszych Panów dla dzieci. Wracając do lalek warto zauważyć, jak wspaniale w ich formie zostały oddane charaktery i osobowości poszczególnych postaci. Szczególną wiotkością w ruchu, dzięki powiewnym szatom, imponują przybyłe z krainy czarów Wróżki, które nie cedzą tutaj morałów, a raczej bez dydaktycznego przemądrzalstwa uczą cierpliwości i dowcipu, a także pomagają wskazywać co robić ze swoim życiem, by nie przespać własnego szczęścia.
W Teatrze Lalka udało się bez infantylizowania stworzyć przy pomocy klasycznych środków pouczające widowisko, które bez żadnych problemów przemówi do współczesnego młodego widza.
Fot. Roman Holc