Annie Ward: Piękne zło. Czarna Owca, Warszawa 2020 – pisze Izabela Mikrut.
W tym domu stała się tragedia. Policja zabezpiecza ślady, krew zmienia wymowę sielskich dziecięcych rysunków prezentujących rodzinę. Nikt nie wie, co się wydarzyło, a relacje międzyludzkie trzeba będzie dopiero precyzyjnie odtwarzać z drobnych informacji, danych znalezionych na miejscu. Migawki z pobytu Diane w Meadowlark pojawiają się rzadko – i służą rozbudzaniu strachu, przypominaniu, że domowe szczęście jest ulotne i nie każdemu pisane. W końcu Annie Ward proponuje odbiorcom thriller psychologiczny, a nic tak dobrze nie działa na czytelników jak połączenie niemal utopijnej rzeczywistości z tragedią, która wszystko przekreśla.
Ward operuje też strachem – i to całkiem często. Tu nie musi wracać do literackiej teraźniejszości, lękiem podszywa charaktery postaci, zapewnia nieobliczalność bohaterów – bez względu na to, jakie ścieżki życiowe wybiorą i o czym marzą. Retrospekcje pozwalają odbiorcom na bliższe poznanie Maddie, która – na kilka miesięcy przed zbrodnią – zaczęła szukać pomocy psychologicznej ze względu na osobiste koszmary. Maddie to bohaterka, na której skupią się odbiorcy. W młodości tej kobiety nie brakuje przygód, ciekawych znajomości i obiecujących spotkań. Później jednak mrzonki nastolatki ustępują prozie życia. Najpierw Maddie walczy o to, żeby być z Ianem, pokochała tego mężczyznę, żołnierza, który był związany z inną kobietą (ale niekoniecznie chciał z nią dzielić życie). Później, jako żona Iana i matka Charliego mierzy się z pułapkami, jakie zastawia na nią jej własny organizm. W życiu Maddie i Iana wydarzyło się coś złego: on cierpi na zespół stresu pourazowego, ona boryka się z nawracającymi koszmarami. Nie ma problemu z wypisaniem dwudziestu rzeczy, które wyprowadzają ją z równowagi – i choćby pobieżny przegląd tych zwierzeń uświadomi czytelnikom, gdzie może leżeć źródło kłopotów – i że nie są to sprawy do prostego rozwiązania. Niepokój Maddie to coś podsycanego od początku historii, eksponowanego wręcz do znudzenia. Annie Ward wykorzystuje tutaj motyw uchodźctwa, bycia obywatelem świata i ciągłych zmian (to również nie sprzyja stabilizacji). Pozwala odbiorcom uwierzyć, że upodobanie do zmian jest wpisane w charakter postaci – tymczasem kryje się za nim coś innego.
Autorka chce, żeby odbiorcy podążali za Maddie i poznawali jej przeszłość w najmniejszych detalach. Owszem, ucieka od schematów – już sam fakt wysłania postaci na Bałkany na początku podróży pokazuje oryginalność w budowaniu życiorysu – jednak im bliżej zbrodni, tym bardziej koncentruje się na sprawach emocjonalnych, średnio możliwych do wyjaśnienia, skoro szczędzi się odbiorcom szczegółów dotyczących domowych porządków. Maddie i Ian nie są parą idealną, momentami w ogóle widać w ich związku toksyczność – ale autorka tego wątku nie próbuje ciągnąć, bardziej szuka sensacji.
„Piękne zło” to operowanie sprawdzonymi chwytami, żeby poruszyć odbiorców. Narracyjnie dość udane, w konstrukcji – nie do końca przekonujące.