„Misery” Williama Goldmana na podstawie powieści Stephena Kinga w reżyserii Any Nowickiej w Teatrze Barakah w Krakowie – pisze Piotr Gaszczyński.
Po kilkumiesięcznej, przymusowej przerwie spowodowanej pandemią, na scenę krakowskiego Teatru Barakah powrócił spektakl Misery, nawiązujący do słynnej powieści Stephena Kinga (i jeszcze słynniejszego filmu Roba Reinera z niezapomnianą rolą Kathy Bates). Przedstawienie pojawiło się w repertuarze na Paulińskiej w październiku 2020 roku, można więc powiedzieć, że w lutym 2021 odbyła się jego powtórna premiera.
Krótki, ale intensywny wieczór z Moniką Kufel (Annie Wilkes) i Michałem Kościukiem (Paul Sheldon) stanowił esencję tego, o czym traktuje książka Kinga. Bez zbędnych wstępów, wprowadzeń i pobocznych wątków akcja zaczyna się już w momencie, w którym przykuty do łóżka pisarz i jego psychopatyczna fanka, toczą psychologiczną grę pozorów. Klaustrofobiczna przestrzeń, w której funkcjonuje dwójka aktorów, przypomina klatkę – pułapkę wyścieloną aluminium, niczym w pokoju przesłuchań tajnych służb.
Wydaje się, że zamysł reżyserski Any Nowickiej polegał właśnie na „wyłuskaniu” z Misery wątku budzącej się psychozy, uzależnienia, uwielbienia prowadzącego do obłędu. Stąd mniejsza dbałość o rekwizyty (nie zaskakują widza) czy mrożące krew w żyłach sceny przemocy znane z książki lub filmu, na rzecz budowania patologicznej relacji mistrz – akolita. W gruncie rzeczy to dobrze. Nie ma większego sensu odtwarzanie znanych wszystkim scen, bo nie wprowadza to do spektaklu żadnej wartości dodanej. Jedyne czego zabrakło, a co warto było „wziąć” od Kinga, to przewijający się przez praktycznie całą twórczość pisarza motyw małomiasteczkowego zła, będącego egzemplifikacją ciemnej natury człowieka, drzemiącej w nim niezależnie od szerokości geograficznej i statusu społecznego.
Skoro w opisie spektaklu na stronie internetowej Barakah czytamy: Nowicka przenosi akcję z lat 80. w czasy współczesne, czyli świat XXI wieku pełen hejtu, nękania, stalkerów (…) to jesteśmy uprawnieni do tego, żeby oczekiwać odniesień do współczesnych przykładów uwielbienia przekształcającego się w stalking, skutkującego tragicznym finałem (pierwszy przykład z brzegu – Amy Winehouse,). Tu zabrakło mi szerszego wyjścia poza Misery – choć na uwagę zasługuje pomysł wyświetlenia krótkiego filmu z „ucieczki” Sheldona. Zamiast kiczowatego domku wypełnionego porcelanowymi figurkami, widzimy brudną, ciemną piwnicę przypominającą raczej miejsce spotkań okultystów lub kryjówkę psychopaty.
Aktorzy. Michał Kościuk, co zasługuje na brawa, wymyślił „swojego” Paula Sheldona. Jego irytacja pomieszana z wściekłością i bezsilnością wybrzmiewa niezwykle autentycznie. Gra dosłownie całym sobą – co w sytuacji związania taśmami jest wyczynem tyleż karkołomnym, co wymagającym dużych umiejętności. Monika Kufel, będąc zupełnie obiektywnym, miała trudniejsze zadanie. Musiała zmierzyć się z fenomenalną, oscarową rolą Kathy Bates. Pomysł aktorki na postać Annie bazował na przeciwieństwie żywiołów występujących na scenie. Podczas gdy Paul, siłą rzeczy, musiał bazować na mimice i słowach, najwierniejsza fanka pisarza mogła zatracić się w dynamicznych scenach, w których łączyła w sobie upiorność dziewczynki z The Ring z bohaterkami horrorów o egzorcyzmach.
Podsumowując, Misery w Teatrze Barakah to produkcja udana, choć niewykorzystująca w pełni potencjału pierwowzoru. Z pewnością warto poświęcić godzinkę z hakiem na zanurzenie się w odmętach szaleństwa stworzonego przez parę ciekawych, mających duże umiejętności aktorów. Spieszmy się chodzić do teatrów, kolejne obostrzenia tak szybko nadchodzą!
Fot.: Piotr Kubic