Recenzje

Ptaki, zwierzęta i rośliny też mają głos

O spektaklu „Szklarnia” Jordana Tannahilla w reż. Iwony Kempy w Teatrze Collegium w Warszawie pisze Wiesław Kowalski.

Zapewne gdybym przeczytał dramat Jordana Tannahilla zastanawiałbym się, choć rzecz dotyczy przecież problemów bardzo młodych ludzi, czy to właściwy materiał na dyplom aktorski mający w końcu pokazać to, czego adepci sztuki nauczyli się w ciągu czterech lat w szkole. I nie chodzi o poruszane tematy czy zastosowany język, lecz o formę w jaką ten rozpisany na głosy tekst młodego kanadyjskiego dramaturga, społecznika i aktywisty jest ubrany. Jego niecodzienna narracja jest bowiem pozbawiona potoczystości, rwana na krótkie strzępy zdań i nie zawsze przybiera charakter dialogu. Bardziej to przypomina zlepek słów, które trzeba samemu umieścić w odpowiednim kontekście. Poza tym bohaterem jest tutaj zbiorowość, co może nie do końca pozwalać na rozwinięcie indywidualnych talentów, jako że trzeba podporządkować się działaniom zespołowym, bo na nich głównie opiera się przyjęta przez Iwonę Kempę koncepcja przedstawienia. Jednak prezentacja „Szklarni” w TCN szybko rozwiała moje wątpliwości, albowiem reżyserka tak rozłożyła akcenty przedstawienia, głównie dzięki trafionej w punkt obsadzie, i z takim dynamizmem, temperamentem i żywiołowością poprowadziła aktorów, że losy dziesięcioosobowej grupy młodych dziewczyn i chłopaków, nie mogących odnaleźć się w świecie dorosłych i wyrzucających rapowaniem nie tylko swoją złość, ale i chęć uczestnictwa w życiu na swoich warunkach, oglądamy od początku do końca z zapartym tchem, jednocześnie podziwiając siłę ich emocjonalnego wyrazu. Dlatego wyzwanie, jakiego podjęli się realizatorzy tego dyplomu, tym bardziej zasługuje na uznanie.

Na sukces „Szklarni” składa się bez wątpienia zaczerpnięty w dużej mierze z mediów społecznościowych język, jakiego Jordan Tannahill z powodzeniem używa, a także zaangażowanie autora w pokazanie problemów młodych ludzi w jak najszerszym kontekście. Czuje się, że ten język jest bardzo bliski młodym aktorom i oddaje znakomicie też ich stan ducha, dlatego potrafią się nim bezbłędnie posługiwać i porozumiewać, osiągając wysoki poziom prawdy i naturalności, nawet wtedy, gdy wymaga on od nich sporej dawki ironii czy okrucieństwa. Widać to choćby w postaciach Rosy Mundi w interpretacji Weroniki Kozakowskiej, Róży Czerwonej Kamili Najduk czy Ryżojada Pawła Gasztolda-Wierzbickiego, który z jednej strony musi pokazać wrażliwość swojego bohatera, z drugiej wcielić się w ptaka i pokazać jego wszystkie słabości. Ale powiedzmy też od razu, że jest w tym systemie znaków momentami jakiś rodzaj szczególnego ciepła, z którego aktorzy na scenie bardzo ciekawie potrafią czerpać (Jan Wieteska – Krzak Róży czy Jakub Pruski – Jan). Ten zabieg, by aktorzy grali nie tylko postaci ludzkie, ale również przedmioty, zwierzęta czy rośliny jako świadków wydarzeń mających miejsce w tytułowej szklarni, stanowi otwarcie nowej perspektywy w spojrzeniu na człowieka i jego decyzje. Inaczej bowiem patrzy na bieg tragicznych wydarzeń Narrator (Szczepan Kajfasz), inaczej Lisica (Waleria Gorobets), a jeszcze inny kontekst otwiera Kanapa (Robert Czerwiński).

Iwona Kempa po twórczość Jordana Tannahilla nie sięga po raz pierwszy. Nie tak dawno zrealizowała udanie kameralne „Spóźnione odwiedziny” w Teatrze Słowackiego w Krakowie. Tam również problem dotyczył młodych ludzi, tyle że w ocenie ich zachowań brali udział rodzice. Scenografia Joanny Zemanek w Warszawie też jest mocno ascetyczna, ale znacząca w swej umowności – to zaledwie kilka krzeseł, kanapa, mikrofon dla Szklarni, albowiem tak naprawdę wszystko musi się rozegrać w napięciu miedzy bohaterami i namiętnościami, które nimi targają. W „Szklarni” oglądamy konterfekt zbiorowy zespołu nastolatków, których z przedmieść Toronto, jak chciał autor, reżyserka z powodzeniem przenosi na peryferia Warszawy. Wszyscy aktorzy od początku cały czas uczestniczą w akcji, są zatem również świadkami tego, kiedy Rosa Mundo i Róża Różowa (rewelacyjna, cały czas przykuwająca uwagę Magdalena Kekenmeister) znajdują przez przypadek ciało martwej dziewczyny, która później będzie do nich dzwoniła. Tę tajemniczość całej sytuacji bardzo dobrze konstruuje i pogłębia będąca też głosem postać Róży Białej (Sylwia Achu), pojawiająca się na scenie ale bardzo nieoczywiście i wielopłaszczyznowo.

Iwona Kempa pozostaje w „Szklarni” wierna przyjętej ostatnio strategii reżyserskiej, która pozwala jej spektakle przyrównywać do formy kolażowej, w której kolejne opowieści pokazujące stanowiska protagonistów płynnie przechodzą od jednej historii do drugiej, nie tracąc tego, co jest dla tak konstruowanego wielogłosu wspólne i dla przekazu najbardziej znaczące. Ta umiejętność rozkładania dramaturgicznych akcentów i budowania napięcia w tak izolowanej i oczyszczanej strukturze dramatu w „Szklarni” udała się znakomicie.

Fot. Bartek Warzecha

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , , , , , , , ,