Majka Nowak: Jak nie zostałam influencerką. Filia, Poznań 2020 – pisze Izabela Mikrut.
Majka, bohaterka tomu „Jak nie zostałam influencerką” Majki Nowak, liczy na szybką i bezwysiłkową karierę w internecie. Właśnie straciła pracę (więc zestaw spraw, które wykazują jej ogólne nieprzystosowanie do promowanego nie tylko w mediach stylu życia coraz bardziej się powiększa: bohaterka ma nadwagę, twarz, której nie znosi na zdjęciach, brakuje jej hobby – czas najchętniej spędza na oglądaniu seriali i piciu wina; brakuje jej faceta, a kot, którego trzyma w domu tylko śpi i przewraca się z boku na bok). Majka nie ma czym zaimponować, nawet gdyby bardzo chciała – talentów też jej brakuje. Mimo to postanawia porwać za sobą tłumy. I może gdyby poświęciła się nicnierobieniu i uczyniła z tego po mistrzowsku sposób na życie, odniosłaby sukces – jednak ta kobieta planuje włączyć się w dowolny nurt internetowych popisów. Próbuje swoich sił bezskutecznie w prawie wszystkich możliwych dziedzinach (chociaż na początku wyklucza wypinanie tyłka w stringach do aparatu) i w każdej ponosi porażkę. To bardzo przewidywalny motyw książki. Wiadomo, że Majka będzie sięgać po kolejne tematy tylko po to, żeby udowodnić, że nie da sobie z nimi rady mimo wielkich starań. Efekty tych starań znacznie różnią się od wyobrażeń – na tym Majka Nowak budować chce komizm narracji. Zapomina jednak o tym, że przewidywalność psuje radość lektury. A „Jak nie zostałam influencerką” to tom bardzo przewidywalny.
Majka zamierza zająć się ćwiczeniami, przygotowuje ozdoby do domu, robi zdjęcia, udaje, że wyjeżdża na dalekie zagraniczne wycieczki, prezentuje modowe stylizacje, rzuca się w wir zakupów, by potem prezentować swoje łupy przed kamerą, planuje też pochwalić się w internecie dziećmi przyjaciółki lub zwierzętami. Jej działania skazane są na niepowodzenie już na starcie – bo Majka po prostu nie ma drygu do żadnego z tematów, za każdym razem ślepo podąża za modami zamiast zastanowić się, czy ma coś do zaoferowania. Nie przychodzi jej do głowy smutna prawda, że żeby odnieść sukces, trzeba najpierw zainwestować: niekoniecznie pieniądze, ale czas, energię i umiejętności.
Cała książka zbudowana jest jako relacja bohaterki z kolejnych niepowodzeń i porażek. Majka przeważnie komentuje ironicznie to, że coś jej nie wyszło. Z rzadka wpuszcza czytelników do swojego życia prywatnego: liczy się, że matka ubolewa nad jej brakiem faceta, a najlepsza przyjaciółka jest trochę zmęczona macierzyństwem, więcej przebłysków z pozamajkowej egzystencji tu nie będzie. Zabrakło zatem pomysłu na fabułę: książka trochę się dłuży, nie przynosi nic odkrywczego czy ciekawego – nie dość, że wiadomo, co się wydarzy, to jeszcze szybko staje się jasne, jaki rodzaj porażki autorka dla bohaterki tym razem wybrała. To nie jest zjawisko, które da się wytrzymać na dłuższą metę. Majka Nowak może chce stworzyć satyrę na internetowe trendy – ale zbyt się w niej zapamiętuje.