Recenzje

RADOŚĆ, SMUTEK I TEATR

O spektaklu „Życie to nie teatr” w reżyserii Jerzego Satanowskiego w Teatrze Nowym w Poznaniu  pisze Magda Kuydowicz.

Wielokrotnie się przekonałam, że warto wyjechać do innego miasta, aby znaleźć tam scenę teatralną, dla której warto wracać. Gościnny Teatr Nowy w Poznaniu zaprosił mnie ponownie na muzyczny spektakl Jerzego Satanowskiego. Przedstawienie już drugi sezon nie schodzi z afisza. Reżyser, autor muzyki i artysta wrażliwy na słowo wymyślił muzyczny kolaż z piosenek z różnych spektakli wystawianych w Nowym, a w tyle sceny umieścił ekran, na którym można podziwiać premierowe wykonania tych utworów na poznańskiej scenie sprzed lat. Pozornie wydaje się, że to prosty pomysł, ale wcale tak nie jest.

Piosenka autorska (zwana niekiedy z przekąsem „aktorską”) to bardzo trudny artystyczny środek wyrazu. W krótkiej, trzyminutowej formie trzeba zawrzeć całą historię opowiedzianą słowami poety. Aktorzy Teatru Nowego musieli zmierzyć się z tekstami Agnieszki Osieckiej, Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Bolesława Leśmiana, Edwarda Stachury, Bertolda Brechta, Jacka Kaczmarskiego i Wojciecha Młynarskiego. Piosenki znane są z wcześniejszych interpretacji – tych z Przeglądów Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, warszawskiego spektaklu Satanowskiego  „Dancing” z Krystyną Jandą  oraz innych recitali polskich artystów, pasjonujących się legendarnymi pieśniami Edwarda Stachury (Jacka Różańskiego i Anny Chodakowskiej), czy wykonań autorskich samego mistrza Młynarskiego. Publiczność przyszła więc do Teatru Nowego na piosenki, które dobrze znała, ciekawa nowej interpretacji i bardzo w tym względzie wybredna.

Znakomitym pomysłem było umieszczenie zespołu muzycznego na scenie i powierzenie im roli przewodnika, nabijającego tym samym rytm spektaklu. Piosenki dramatyczne, protest songi („Czerwony autobus”, „Mury” „Biała lokomotywa” Kaczmarskiego i Stachury)  przeplatają się z lirycznymi, takimi  jak wiersz „Ramię pana” Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej czy „Badyliszcze” Osieckiej.  Każdy z poznańskich aktorów umie śpiewać, panuje także nad ciałem i naturalnie przechodzi z jednego stanu emocjonalnego w kolejny, interpretując poszczególne piosenki. Widać wyraźnie, że artyści nie pierwszy raz pracują nad taką formą muzyczną, a po drugie, że słuchają tekstu, który śpiewają. Jedne interpretacje były bardzo udane („Mury” Agnieszki Różańskiej, „Badyliszcze” Juli Rybakowskiej, piosenki w brawurowej, choć oszczędnej interpretacji Anny Mierzwy), a inne mniej. Po odważnej i poddanej krytyce roli Kaliny w  monodramie o Kalinie Jędrusik czułam, że w tej mikrej blond postaci drzemie prawdziwy demon teatru. I się nie omyliłam. Mierzwa swobodnie wchodzi w kolejne konwencje – i wokalne, i aktorskie. Jest ostra, liryczna, blednie i rozkwita na scenie na przemian. Niewysoka, o przenikliwym i inteligentnym, uważnym spojrzeniu, ma już siłę i dar przekonywania, które nie pozwalają odwrócić od niej wzroku. Myślę, że chodzi o staranność i precyzję, z jaką wykonuje każdą piosenkę. Oraz energię i radość, które jej towarzyszą, ale nie powodują przy tym nadmiernej ekspresji, co zdarza się niekiedy w tym spektaklu jej młodszym kolegom. Ma więc ona dojrzałą świadomość swoich możliwości, ale nadal się rozwija i niejedno nam jeszcze na scenie pokaże.

Całość spektaklu  układa się w harmonijny, barwny muzyczny kolaż, pełen ekspresji i melancholii. Docenić należy także pracę autorki pięknych kostiumów teatralnych – Joli Łobacz. Dzięki strojom aktorom łatwiej było szybko budować swoją postać na scenie. Czarna aksamitna suknia z długim „ogonem” Antoniny Choroszy, która majestatycznie wpływa na scenę, by zaśpiewać w swej delikatnej i melancholijnej interpretacji „Ramię pana” Marii Pawlikowskiej- Jasnorzewskiej, na długo pozostanie w mojej pamięci.

Serdecznie polecam ten muzyczny spektakl na kulturalny weekend z teatrem w Poznaniu. Ten mój był niezwykle udany.

fot. Bartłomiej Jan Sowa

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , , , , , , , ,