Beata Obertyńska: W domu niewoli. Siedmioróg, Wrocław 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Przez długi czas książka Beaty Obertyńskiej nie trafiała do zbiorowej świadomości, funkcjonowała bardziej jako uzupełnienie dla zainteresowanych – i poszukujących pozycji z literatury łagrowej. Teraz „Z domu niewoli” jest lekturą szkolną, więc zdecydowanie poszerzy się krąg czytelników: czasami wydaje się jednak, że to tom zbyt rozbudowany jak na szkolne omówienia na lekcjach. Beata Obertyńska popisuje się tutaj wybitną pamięcią (cecha skazanych na wieloletnie więzienie – wyostrza im się umiejętność rejestrowania kolejnych doświadczeń oraz informacji). Ogromna relacja na krótko zakotwicza się w normalności – autorka przedstawia bardzo krótki wycinek egzystencji sprzed aresztowania, tyle zaledwie, żeby zasugerować odbiorcom przejście od codzienności do swojej tułaczki. Kobieta – rozdzielona z bliskimi – bardzo szybko przystosowuje się do więziennego rytmu. Wyjaśnia, jak wyglądały przesłuchania, co działo się w celi, czym charakteryzowały się współwięźniarki. Bardzo drobiazgowo analizuje kolejne sceny, przy czym nie może ich układać w większą opowieść – drobne sekwencje i wyliczenia postaw towarzyszek niedoli nie mogą zyskać rozwinięcia, służą jedynie jako ilustracja przeżyć bohaterki – a i sposób nakreślania warunków panujących w więzieniach czy obozach.
Beata Obertyńska skrzętnie odnotowuje przede wszystkim rozmaite przejawy szaleństwa, pokazuje więźniarki złamane i załamane. Osobno wyjaśnia, jak sama próbowała ułożyć sobie życie w więzieniu: wylicza sposoby ratowania psychiki przez imitowanie zwyczajności. Na początku imponuje drobiazgowością, później uzupełnia zestaw danych o kolejne miejsca, do których trafiała. Nigdy nie powtarza wiadomości, nie szuka też wygodnych schematów, które miałyby pomóc w uporządkowaniu wspomnień. Za to przywołuje coraz to nowe wydarzenia, które nie tyle zmieniają ocenę sytuacji, co uzupełniają ją. Potrafi między innymi długo charakteryzować współwięźniarki, opisywać, jaka była ich przeszłość i jaką znalazły metodę na pogodzenie się z trudną sytuacją. Przypomina o namiastkach codzienności – pomysłach na świętowanie czy na modlitwę. Nie pomija motywów dotyczących prób zachowania higieny (przecież akt obcięcia włosów wynika u niej z rozsądku i przygotowania na trudy więzienia).
Obertyńska oddziela literaturę od faktów. Pisze, pamiętając o celu publikacji – i z myślą o odbiorcach, którzy być może nie będą chcieli uwierzyć w (na przykład) trupki dzieci wyrzucane z pociągu. Nie stroni od makabrycznych dla dzisiejszych czytelników tematów, ale nie próbuje też wprowadzać narracji literackiej. Dla spragnionych wrażeń estetycznych proponuje szereg wierszy, które stworzyła w najtrudniejszych chwilach – w relacji trzyma się faktów, nie pozwala sobie na zaciemniające obraz całości emocje. Co nawet może wydać się dziwne, proponuje przecież opowieść wstrząsającą, zestaw informacji, które muszą zrobić wrażenie na czytelnikach. Profesjonalnie wystudiowana obojętność w obrębie narracji jest prostą metodą na zaintrygowanie odbiorców. Obertyńska zachowuje się jak postronny obserwator, nic nie może wyprowadzić jej z równowagi. Dzięki temu może przekazać więcej wiadomości, zmieścić w tomie potężny zestaw danych. Tutaj chodzi w pierwszej kolejności o przedstawienie losu uwięzionych – wojenną tułaczkę po miejscach, które budziły przerażenie w ludziach z zewnątrz.