Duane Swierczynski: Rewolwer. Quraro (RM), Warszawa 2018 – pisze Izabela Mikrut
“Rewolwer” jest kryminałem dziwnym. Równie dobrze mógłby powstać pół wieku wcześniej (z odpowiednim przesunięciem czasu akcji) i znalazłby tak samo wierne grono fanów gatunku, zaangażowanych w sprawę ciągnącą się przez dekady. Duane Swierczynski hołduje w tej książce stylowi retro i odrobinie klimatu noir, bardzo umiejętnie buduje atmosferę powieści i zagęszcza ją narracyjnie tak, by nie przypominała dzisiejszych publikacji spod znaku pop. Tak naprawdę jedynie wulgaryzmy nawiązują do obecnych sposobów pisania i do narracji aktualnych – jednak nawet wtedy, gdy akcja przenosi się w XXI wiek, widać zapatrzenie w dawne sposoby pisania. Nie wiadomo do końca, czy to wynik fascynacji autora, czy nieumiejętności wyrwania się ze sprawdzonych kręgów stylistycznych – nie ma to jednak znaczenia, bo “Rewolwer” poza warstwą tekstową ma również inne punkty przykuwające uwagę.
Są tu trzy miejsca czasowe, w które skakać będzie narrator. Najpierw – 1965 rok. To wtedy na służbie ginie policjant o polskich korzeniach, a także jego partner. W 1995 roku na wolność wychodzi skazany za tę zbrodnię mężczyzna. W 2015 roku Audrey, wnuczka zabitego Stanisława Walczaka, studiująca kryminalistykę, postanawia wrócić do wydarzeń sprzed lat i rozwiązać tajemnicę – chociaż przed taką postawą przestrzega ją matka. Audrey jest jednak uparta i ma własny cel: nie chodzi wyłącznie o sekret, mimo że samo to zapewniłoby jej dreszcz emocji. Podwojenie motywacji sprawia, że bohaterka nie zlęknie się niczego – a znajdzie się kilka osób, które zechcą jej przeszkodzić w śledztwie, nawet mimo że wydarzenia dotyczą zamierzchłej już przeszłości. Audrey jako taka nadaje ton opowieści: to ona wprowadza jakość charakterystyczną dla dzisiejszych kryminałów. To młoda i ambitna dziewczyna, która nie boi się brudnej pracy, bierze na siebie trudy związane z intrygą – i zachęca odbiorców do kibicowania sobie. Cała reszta przy Audrey wydaje się być dość tendencyjna. A przecież Duane Swierczynski w swojej historii zaczyna dość szybko przemycać problemy społeczne. Silnie akcentuje między innymi kwestię traktowania czarnoskórych, przejawy rasizmu i zamieszki zamienia w tło dla brutalności. Mówi w ten sposób coś istotnego niezależnie od rozrywki, którą przynosi czytelnikom. Zyskuje również wymowny kontekst dla opowieści: znacznie łatwiej jest mu budować konflikt przy ogólnym braku zaufania, przy szerzącej się nienawiści i rozczarowaniach. I tak “Rewolwer” zaczyna stawać się głosem pokoleniowym, a przecież w dalszym ciągu to powieść dla mas, w dodatku – oddalona od opisywanych wydarzeń. Tyle tylko, że da się ją odczytywać uniwersalnie, przez pryzmat dzisiejszych problemów wiążących się z brakiem porozumienia na przykład między miejscowymi i imigrantami. Z jednej strony dostarcza więc autor książkę, która przykuwa uwagę atrakcyjną, dynamiczną akcją (w dodatku dość nieźle opowiedzianą), wyrazistymi sylwetkami bohaterów i intrygą przemyślaną, rozłożoną w czasie, ale spójną. Z drugiej – przemyca treści istotne dla czytelników lub dające sporo do myślenia. Zmusza do refleksji przy okazji zabawy, sensacyjność nie jest jedynym środkiem walki o odbiorcę. I chociaż w części opisywanych wydarzeń nie jest to powieść idealna – daleko jej do takiej – udaje się Swierczynskiemu powiedzieć coś ważnego, coś, co powinno przetrwać w świadomości czytelników jeszcze na długo po zakończeniu czytania.