Recenzje

Riki tiki chroń tropiki

„W końcu będzie ciepło”, reż. Magdalena Młynarczyk, Marta Wiśniewska, Mateusz Brodowski, Przemysław Piskozub, w Instytucie im. Jerzego Grotowskiego w ramach projektu „Teatr na faktach” – pisze Kamil Bujny.

Dwa przedstawienia, jakie miałem okazję zobaczyć podczas Miesiąca na Faktach w Instytucie im. Jerzego Grotowskiego, czyli „Zjemy wasze dzieci. Z cebulą” i „W końcu będzie ciepło”, choć dotyczą różnych problemów oraz zjawisk (pierwszy homofobii i wykluczeniu osób LGBTQ+, drugi – ekologii i zmian klimatu), wydają się sobie bliskie za sprawą przyjętych przez twórców perspektyw: w obu wypadkach mamy do czynienia z oddaniem głosu tym, którym najczęściej jest on zabierany.

Wprawdzie wszyscy wiemy, że zmierzamy ku tragedii klimatycznej (sporo się o tym mówi w telewizji, prasie czy w internecie), jednak nie wszyscy mogą (nie chcą?) przyjąć tego faktu do wiadomości. Choć – jak przekonuje wielu naukowców – nie da się już nic zrobić, by nie odczuć skutków zmian klimatycznych, ale wciąż można opóźnić najgorszy scenariusz – na przykład za sprawą redukcji emisji dwutlenku węgla. W związku z tym w szkołach i w mediach przeprowadzane są akcje pogłębiające wiedzę o klimacie, od lat prowadzone są również kampanie o segregacji śmieci i o ograniczaniu plastiku. Jakkolwiek te działania wydają się słuszne i potrzebne, trudno powiedzieć, że są wystarczające – ci, od których najwięcej zależy, czyli wielkie korporacje, pozostają nierzadko obojętni na apele naukowców oraz ekologów. I właśnie tym ludziom twórcy oddają w recenzowanym spektaklu głos: to aktywiści, społecznicy, ekolodzy i przyjaciele przyrody opowiadają swoje historie, pokazując, jak cenne i potrzebne jest zaangażowanie społeczne.

Spektakl rozpoczyna się od podziału na grupy. Każdy widz zostaje przypisany do innego opiekuna, z którym następnie przemierza korytarze i pomieszczenia Sceny na Grobli, poznając – w bardziej intymnych warunkach, niż podczas późniejszych scen zbiorowych – konkretne postaci i ich doświadczenia. Każdy z bohaterów reprezentuje konkretną formę działania obywatelskiego: jeden na przykład opowiada zebranym widzom o tym, do czego doprowadzą zmiany klimatyczne, inny z kolei przywołuje historie z protestów. Dzięki tak bliskim – bo odbywającym się w zaledwie kilkuosobowym składzie – spotkaniom, niejako wprowadzającym w przedstawienie, między widzami a wykonawcami wytwarza się specyficzna relacja: oparta z jednej strony na poczuciu bliskości i przyjaźni, a z drugiej na poczuciu eksperckiego zaufania. W pierwszej części spektaklu, skonstruowanej właśnie wokół tych indywidualnych spotkań, ma się bowiem wrażenia, że nie przebywa się w teatrze, tylko że uczestniczy się w – absolutnie prawdziwych, nieodgrywanych – spotkaniach z aktywistami. To przekonanie zdają się potwierdzać dwa zdarzenia, o których warto wspomnieć: jeden z oglądających, członek mojej grupy, dwukrotnie wykroczył poza rolę „tylko widza” – po raz pierwszy, gdy podczas sceny, w której jedna z postaci zachęcała do częstowania się chlebem, opowiadając uprzednio o konieczności niemarnowania jedzenia, poprosił o szklankę wody („za chleb dziękuję, ale wody bym się chętnie napił”), a po raz drugi, gdy próbował polemizować z aktorem przedstawiającym wizję klimatycznego końca świata. Obie te sytuacje pokazują, jak autentycznie i wiarygodnie zostały w tym spektaklu wykreowane nie tylko same postaci, ale także cały obraz świata przedstawionego.

„W końcu będzie ciepło” jest jednak pokazem nie tyle portretującym czy oddającym zmagania ekologów i aktywistów, ile umacniającym widza w przekonaniu, że wszelkiego rodzaju aktywność jest po prostu konieczna – również ze strony oglądającego. To spektakl afirmujący zaangażowanie obywatelskie, choć przy tym nie pozostawia złudzeń – walka o klimat, zwłaszcza z wielkimi koncernami i korporacjami, związana jest z wyrzeczeniami i różnymi – także prawnymi – konsekwencjami. To również prezentacja, dla której ważny jest duch solidarnościowy: w wielu momentach aktorzy odwołują się do doświadczeń, wyobraźni i woli widza. Najpierw ustalają z nim system znaków, za pomocą których może on informować o emocjach i potrzebach (na przykład, gdyby było mu za gorąco i chciałby uchylić okno), a później symbolicznie „angażują” go do walki. Spektakl nie tylko przedstawia teoretyczne aspekty zmiany klimatu, historię ruchów ekologicznych i powody zaangażowania poszczególnych bohaterów w prospołeczne działania, ale oferuje również lekcje „nieposłuszeństwa obywatelskiego” – pokazuje, co każdy z nas może zrobić, by sprzeciwić się między innymi dewastacji środowiska. Jednym z piękniejszych momentów przedstawienia jest scena, w której aktorzy wraz z publicznością łapią się za ręce i tworzą okrąg na tyle duży, by móc na przykład – gdyby w tym składzie przenieśli się do jakiejś wyrzynanej właśnie puszczy – przyczynić się do zablokowania wycinki kolejnego drzewa.

Istotnym elementem pokazu są pozorne sprzeczności, na które – zarówno na poziomie scenograficznym, jak i dramaturgicznym – postawili twórcy. Z jednej strony, obserwując przestrzeń działań aktorskich, odnosi się wrażenie, że wszystko zostało przygotowane w duchu teatru amatorskiego, robionego oddolnie, wyłącznie z pasji: wykorzystano dużo kartonu i papieru, porozrzucano plastikowe śmieci, zastosowano tablicę do rzutnika, pojawia się niepozorna choinka, dmuchany flaming, a także nieduża (raczej zabawkowa?) przyczepka. Aktorzy przy tym nierzadko dosłownie odgrywają to, co mówią – jeżeli jedna z postaci opowiada o tym, jak przez jakiś czas mieszkała w domku na drzewie, protestując przeciwko dziesiątkowaniu lasu, to wisi – zaplątana w sznurki – w powietrzu; jeżeli inny bohater relacjonuje, jak nie chciał dać się odciągnąć od harwestera, to obserwujemy jego symboliczny opór. Z drugiej zaś strony „W końcu będzie ciepło” zostało symbolicznie rozpisane na części klasycznej tragedii greckiej – pojawia się prolog, paradoks, epeisodion, stasimon i exodus. Wydaje się również – choć może to zbyt daleka interpretacja – że ułożenie krzeseł na widowni przypomina budowę starożytnego teatru. Niemniej jednak ta symboliczna kontra – pozorna estetyczna amatorskość i bezpośrednie odwoływanie się do greckiej kultury – naprowadza odbiorcę na ciekawy trop interpretacyjny: to, co w pokazie uchodzi za oddolne i społecznie znikome urasta – poprzez nawiązanie do greckiej spuścizny – do rzeczy absolutnie uniwersalnej, dotyczącej nas wszystkich. Ukazane na scenie zmagania ekologów zostają w ten sposób wyniesione ponad wszelkie podziały i polityczne upodobania, a prezentacja zyskuje nowe znaczenie: staje się spektaklem nie tylko diagnozującym problem obojętności na niszczenie środowiska i zachęcającym do proekologicznego działania, ale także przewartościowującym w sposób zupełnie nieoczywisty nasze podejście do klimatu i życia na ziemi.

Należałoby jednak, chcąc być rzetelnym, wskazać jedno „ale”: przedstawienie mogłoby się skończyć mniej więcej dwadzieścia/trzydzieści minut wcześniej, chwilę po jednej z ostatnich piosenek (czy raczej – pamiętając o kontekście tragedii greckiej – pieśni). Przy finale, co wyraźnie widać również po reakcji widowni, spada napięcie przedstawienia, co być może wynika z pewnego zapętlenia tematycznego – historie przedstawione pod koniec wydają się wtórne wobec tego, co zostało wcześniej powiedziane. Wprawdzie publiczność entuzjastycznie przyjęła spektakl, to jestem jednak przekonany, że gdyby został skrócony o te kilkanaście minut, twórcy podczas finałowego wieczoru otrzymaliby – zupełnie zasłużenie – owacje na stojąco.


Fot. Tobiasz Papuczys

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , ,