O spektaklu „niemęski” Darii Kubisiak w reż. autorki w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie pisze Monika Oleksa.
O spektaklu niemęski, który miał swą premierę na Nowej Scenie Starego Teatru 19 maja (we wrześniu 2021 roku miało miejsce czytanie performatywne sztuki, wtedy pod tytułem Niemęski. Dramat na (nie)jednego aktora również w reżyserii Darii Kubisiak) autorki pisały: W scenach w humorystycznej i onirycznej konwencji mężczyźni otrzymują miękkie kompetencje, zazwyczaj przypisywane kobietom. Zagubieni bohaterowie z kompleksami próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości wciąż jeszcze na granicy jawy i snu. Nam także „niemęski” pomoże oswoić się z lękami, strachami i obawami wywołanymi upadającym patriarchatem.
Czy te słowa zyskują swe potwierdzenie w spektaklu? Zacznijmy od tego gdzie jesteśmy – scenografia każe przypuszczać, że w dawnym pubie, warsztacie, czy innej męskiej jaskini. Jednak istotniejsze jest to, że mamy konwencję oniryczną, dziwny rodzaj snu-nie-snu, w którym czterech bohaterów to w rzeczywistości zapewne jeden o pojawiającym się kilkakrotnie imieniu Piotr. Wszystko rozpoczyna się męskim, żałobnym chórem. Wszystkim tym, którzy będą z nami w tych najtrudniejszych chwilach – zawodzą przesadnie panowie z towarzyszeniem akompaniamentu (autorem muzyki jest Jarosław Płonka, tworzą ją dźwięki instrumentów perkusyjnych: bębnów, marimby). Jako że scenariusza niemęski raczej nie posiadał, to mamy do czynienia z czterema dłuższymi monologami, po jednym dla każdego z aktorów. Słyszymy więc bohatera nieradzącego sobie z emocjami, zdradą żony, własną (nie)męskością; chcącego zerwać genealogiczną linię z własnym ojcem i szerzej – przodkami. Monologi te sklejone są choreografią, której groteskowość i przesadność chwilami budzi nikły uśmiech widowni, krótszymi, banalnymi uwagami bohaterów.
Kolejny raz zastanawiać się trzeba dlaczego zespół aktorski (że wspomnę tylko młodego, zdolnego Stanisława Linowskiego, który we współtworzonym z reżyserującą Ewą Kaim i Łukaszem Szczepanowskim Kwadracie budził niekłamany podziw) musi próbować ratować przedstawienie, które jest po prostu nijakie. Banalne. Nieśmieszne. Jest takie mimo chwytów zastosowanych przez Darię Kubisiak: bohaterów bezpośrednio dialogujących do publiczności, komentujących intencje twórcze autorki, zależnie od sytuacji – czterech w jednym, lub po prostu czterech postaciach, onirycznej konwencji z surrealistycznymi wstawkami.
Rodzaj nijaki. To nie o bohaterach spektaklu, to o samym spektaklu. Trywializowanie i banalizowanie modnego socjologicznie i artystycznie tematu nie popłaca. Tymczasem tutaj ze sceny padają złote myśli typu mężczyzną jestem i nic co męskie nie jest mi obce.
Poważnie? Zdanie Terencjusza stało się wyznacznikiem postawy renesansowego humanisty, aż strach się bać czego egzemplifikację mamy w powyższym.
Bogdan de Barbaro, odpowiadając na pytanie o mężczyznę współczesnego, mówił tak: Atrakcyjny jest mężczyzna, który emanuje energią, zaciekawieniem i radością chłopca. A jednak chciałoby się, aby obok takich cech dopełniały go odpowiedzialność, uważność i roztropność. Spróbujmy przez analogię: atrakcyjny jest spektakl, który emanuje energią, zaciekawia publiczność, daje jej radość i/lub wzrusza. Chciałoby się aby obok takich cech dopełniały go odpowiedzialność w doborze środków wyrazu, roztropność przy zadawaniu pytań i uważność w próbie odpowiedzi na nie.
Tego wszystkiego w przedostatniej premierze bieżącego sezonu na deskach krakowskiego teatru zabrakło.
fot. Magda Hueckel/mat.teatru