O spektaklu Widma atelier. Etiuda romantyczna wg scenariusza i w reż. Wiesława Hołdysa w Teatrze Mumerus w Krakowie pisze Piotr Gaszczyński.
Widma atelier. Etiuda romantyczna w Teatrze Mumerus to kolejna podróż, w jaką zabierają nas twórcy z Kanoniczej, w której przenosimy się w dawno zapomniany, przykryty tonami kurzu świat. Co najciekawsze znowu okazuje się, że zgraja trupów z szafy nie tylko zdaje się być całkiem żywa, ale i chętnie zaprasza gości do swej upiornej, martyrologiczno-groteskowej rzeczywistości.
W skondensowanej formie etiudy tytułowe widma poruszają się w symbolicznej przestrzeni powstań, bitew, ale i salonowych anegdot i rubasznych historii. Każdy z uczestników sabatu romantyków ma w zanadrzu liczne opowieści, którymi jest w stanie sypać jak z rękawa. Mało tego – poczuwa się, jak przystało na prawdziwego wieszcza, do roli nauczyciela narodu. Dlatego też z jednej strony bohaterowie próbują być wzniośli, odgrywając pokraczną wersję La Liberté guidant le peuple Delacroix z kawałkiem brudnej szmaty jako flagi, z drugiej zaś czytają Preliminaria peregrynacji do Ziemi Świętej J.O. Księcia Radziwiłła Sierotki, w których to można przeczytać o ogromnych pieczonych pasztetach, w których kryją się skrępowane salcesonami karły. Co do ostatniego – trzeba oddać Teatrowi Mumerus, że po raz kolejny odgrzebuje z zakamarków polskiej literatury teksty, do których nie dotrze żaden przeciętny czytelnik. W tym kontekście przywołanie na scenie gargantuicznego tekstu Słowackiego ma niezwykły walor edukacyjny, zachęcający do odkrywania nawet trzecio- i czwartorzędnych tekstów z danej epoki.
Co dalej? Legioniści, Marsz Żuawów, teksty Suchodolskiego, Berwińskiego i górująca nad wszystkim muzyka Chopina. Słowem gorączka romantyczna w pigułce. Ale tak to już jest jak trzymasz w piwnicy duchy przeszłości i pozwolisz im wyjść na krótki spektakl pokazać się ludziskom – szybko zaczną Ci się wymykać spod kontroli. Tylko jedna Muza – dla kontrastu spokojna, opanowana, dostojna – przygląda się pozostałym bez większych emocji (zapewne widzi tę szopkę nie pierwszy i nie ostatni raz).
Widma atelier. Etiuda romantyczna to przedstawienie bez wyraźnego początku i końca, jak gdyby wyjęte gwałtem z epoki i przeniesione na krakowskie deski. Tego typu zabieg formalny daje duże pole do popisu, przestrzeń do improwizacji, interpretacji. Krótka zabawa z romantycznymi tropami przenosi widzów w świat pozornie odległy, choć z drugiej strony polska „gorąca krew” jest naszym błogosławieństwem i przekleństwem (zależy jak na to patrzeć) po dziś dzień. Kto wie, może i nas ktoś odkurzy za dwieście lat i zbytnio nie będziemy różnić się od tytułowych bohaterów? Kto wie, kto wie…
fot. mat. teatru