„Huśtawka”, musical w reżyserii Anny Sroki-Hryń, na podstawie utworu „Dwoje na huśtawce” Williama Gibsona w warszawskim Och-Teatrze – pisze Anna Czajkowska.
„Dwoje na huśtawce” Williama Gibsona, utwór rozsławiony przez film Roberta Wise’a, z Robertem Mitchumem i Shirley MacLaine, w teatrze od dawna cieszy się powodzeniem. Niektórzy widzowie pamiętają brawurową inscenizację tego komediodramatu w reżyserii Andrzeja Wajdy w warszawskim Teatrze Powszechnym, z Krystyną Jandą i Piotrem Machalicą w rolach Gizeli i Jerry’ego. Czy utwór rozpisany na dwoje aktorów, bardzo intymny, z pogłębioną analizą psychologiczną postaci sprawdzi się jako musical?
Michael Bennett, amerykański reżyser teatralny, pisarz, choreograf i tancerz, przygotował libretto, znacząco zmieniając treść sztuki, rozbudowując obsadę i dodając miejsce akcji – kolorowe tło hałaśliwych ulic Nowego Jorku. Pianista Cy Coleman skomponował muzykę, a Dorothy Fields napisała teksty piosenek i w 1973 roku na Broadwayu odbyła się premiera „Huśtawki”. I właśnie ten musical zainspirował Annę Srokę-Hryń, która postanowiła pokazać go na deskach warszawskiego Och-Teatru. W przedstawieniu, przesyconym humorem, wielkomiejską atmosferą, ale i nostalgicznym smutkiem, w takt muzycznych fraz, na uczuciowej huśtawce bujają się Natalia Sikora jako Gizela Mosca i Maciej Maciejewski jako Jerry Ryan.
Jerry Ryan, trzydziestopięcioletni, przystojny prawnik ze stanu Nebraska, przybywa do Nowego Jorku, by szukać pracy. Chce zerwać z dawnym życiem, rozpocząć karierę zawodową w wielkim mieście, poszukać szczęścia. Na bankiecie u znajomych poznaje Gizelę Mosca, zwariowaną i uroczo prostolinijną, 29-letnią tancerkę z Bronksu. Dzwoni do niej, by zaprosić dziewczynę na kolację. To początek ich znajomości i romansu, pełnego zmiennych uczuć, zabawnych i smutnych sytuacji. Oboje mają za sobą trudne doświadczenia – Jerry rozwodzi się z żoną Tessą, Gizela boryka się z poważną chorobą i brakiem pracy. Różni ich pochodzenie, poglądy, zainteresowania, a mimo to lgną do siebie – oboje czują się w życiu tak samo zagubieni i samotni. Gizela pokazuje Jerry’emu miasto, jego jasne i ciemne strony. Dzięki niedawno poznanemu mężczyźnie dziewczyna czuje się potrzebna i ważna. Nauczona doświadczeniem nie może jednak pozbyć się obaw – nie wierzy, że ich znajomość przetrwa. Z ironią i pesymizmem przewiduje, że radosne, cudowne chwile skończą się szybko i znów zostanie sama. Z kolei Jerry nie przestaje myśleć o żonie i choć Gizela znaczy dla niego bardzo dużo, chociaż z oddaniem okazuje dziewczynie czułość i przywiązanie, Tessa wciąż tkwi w jego sercu. Czy ich uczucie i związek mogą przetrwać taką huśtawkę?
Sam musical znacznie odbiega od dramatu napisanego przez Williama Gibsona, jest lżejszy, barwniejszy. W centrum uwagi nadal pozostaje romans Gizeli i Jerry’ego, ale na scenie oprócz nich pojawia się jeszcze kilka postaci, a liczne musicalowe sceny muzyczno-taneczne przenoszą bohaterów na ulice kolorowego, rozkrzyczanego Nowego Jorku. Dzięki tym sprytnym zmianom i umiejętności nakreślenia szerszego tła Bennett przekształcił kameralną szyukę, ograniczoną do małej przestrzeni, w duży musical na Broadwayu. Pokazał, jak wielokulturowość i magia legendarnego, tętniącego życiem Big Apple wpływa na zupełnie niepasujące do siebie osoby, przyciąga je do siebie, pozwala oddychać w tym samym rytmie i wczuć się w ten sam puls. Ale nie byłoby „Huśtawki” bez uroczych piosenek z tekstem Dorothy Fields i wibrującej, pełnej energii muzyki Cy Colemana!
Anna Sroka-Hryń wykorzystując możliwości sceniczne, przestrzenne i akustyczne Och-Teatru, przygotowała przyjemną, słodko-gorzką, romantyczną komedię muzyczną, pełną zgrabnych, zabawnych dialogów, życiowych kłopotów i miłosnych perypetii, zamkniętych w wpadające w ucho piosenki. Jednak w warunkach przestrzennych Och-Teatru namalowanie większego obrazu (na miarę światowych scen) jest raczej niemożliwe. Choć daleko nam do West Endu i Broadwayu, powstało przedstawienie muzyczne na dobrym poziomie, wspierane przez wprawnych muzyków i bogactwo brzmieniowe instrumentów, jednak bez rozmachu. To Nowy York z lat 70., lśniący blaskiem świateł i neonami, przyciągający krzykliwymi plakatami kinowymi na Times Square, muzyką w klubach, występami tancerzy z całego świata w miniwydaniu. I nawet udało się oddać wielkomiejską atmosferę – w ograniczonym stopniu, ale jednak. Siła tej inscenizacji tkwi w popisach tanecznych, przemyślanej, intrygującej choreografii i piosenkach w przekładzie Wojciecha Młynarskiego. Wokalne umiejętności Natalii Sikory i Macieja Maciejewskiego wynagradzają wspomniane niedostatki. Natalia Sikora z niezwykłą swobodą kreśli portret bohaterki – nowojorskiej tancerki, najczęściej bezrobotnej, która od osiemnastu lat usiłuje zaistnieć na scenie i odnieść sukces, ale jak dotąd bezskutecznie. Głos artystki, nieco chropawy, o intrygującym brzmieniu, nasycony zróżnicowanymi dźwiękowymi barwami, doskonale brzmi w piosenkach, nadając im intensywniejszy odcień. Część z nich wzrusza do głębi, ujawniając prawdę głęboko skrywaną przez Gizelę – o nadziei, miłości, marzeniach. Natalia Sikora z lekkością i naturalnością oddaje charakter dziewczyny z Bronksu – jest zabawna, dynamiczna, ekscentryczna, czasem uszczypliwie ironiczna. A pod skorupką nonszalanckiej twardzielki kryje się zupełnie inna postać, która tylko czasem daje znać o sobie – ciepła, wrażliwa, samotna.
Maciej Maciejewski (aktor Teatru Muzycznego Capitol we Wrocławiu) jako Jerry z trudem dotrzymuje jej kroku, kreując równie interesującą, choć nie tak barwną postać. Osobowość bohatera najlepiej wyraża w piosenkach, interpretowanych ze swobodą i subtelnością. Gizel Mosca ma bliskiego przyjaciela, Davida, aspirującego choreografa, który marzy o wynajęciu sali do ćwiczeń i pokazie dla liczącego się na Broadwayu producenta. Jednak nieustanny brak pieniędzy uniemożliwia mu to. W roli Davida występuje Jakub Szydłowski, artysta związany z Teatrem Muzycznym Roma. Warto docenić wielce udaną kreację, stworzoną z pazurkiem, konieczną dynamiką, niepozbawioną łobuzerskiego wdzięku i humoru. Jakub Szydłowski i Natalia Sikora królują na scenie, tworzą uroczy duet.
Kolejną mocną stroną spektaklu są taneczne układy w choreografii Pauliny Andrzejewskiej-Damięckiej. Budują one plastyczną urodę miniwidowiska. Tempo faluje, ale nie maleje, a ruch artystów podkreśla rytm spektaklu. Znakomite układy taneczne Beniamina Citkowskiego i Poli Gonciarz zasługują na szczególne wyróżnienie. Zresztą cały zespół, w licznych śpiewno-ruchowo-tanecznych scenach (na przykład w oryginalnym, hispangielskim „Hamlecie” w wykonaniu ulicznego teatru rodem z Meksyku) tworzy precyzyjne, starannie dopracowane i iskrzące tło, idealnie współgrające z charakterem i wydźwiękiem całości. Podobnie muzyczne aranżacje Mateusza Dębskiego. Wprowadzają one do dramatu oryginalny rytm, zmienną dynamikę, budują klimat musicalu, swobodnie łączą ciepłe brzmienia i lekkość z silniejszą ekspresją.
Scenografia autorstwa Grzegorza Policińskiego nie jest nadmiernie rozbudowana, ale bardzo pomysłowa – wykorzystuje każdy skrawek przestrzeni, a także dwie antresole po obu stronach sceny. Drobiazgi, nieliczne sprzęty kojarzą się z latami 70. i atmosferą rajskiego city. Podobnie jak kostiumy Jana Kozikowskiego.
„Huśtawka” Anny Sroki-Hryń, choć niepozbawiona wad, ma niezapomniany urok i wdzięk, który tkwi w piosenkach i melodiach, muzyce granej na żywo oraz wzruszającej opowieści o samotności, zawiedzionych nadziejach, trudnej miłości, przyjaźni, a także o nieprzemijającej magii nowojorskich zaułków.
Fot. Robert Jaworski
Anna Czajkowska – pedagog, logopeda dyplomowany oraz trener terapii mowy. Absolwentka Pomagisterskiego Studium Logopedycznego Uniwersytetu Warszawskiego, a także Podyplomowych Studiów Polityki Wydawniczej Uniwersytetu Warszawskiego. Współpracuje z wydawnictwami edukacyjnymi (Nowa Era, Edgard) oraz portalem babyboom.pl, dziecisawazne.pl i e-literaci. Instruktor metody PILATES. Recenzje teatralne pisze od 2011 roku.