Robert M. Wegner: Każde martwe marzenie. Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Powergraph, Warszawa 2019 – pisze Izabela Mikrut.
To publikacja zdecydowanie dla fanów fantastyki, bo odbiorcy z zewnątrz – ci, którzy „meekhańskiego pogranicza” do tej pory nie odwiedzali, będą mieli spory kłopot, żeby przebić się przez wykreowaną przez Roberta M. Wegnera przestrzeń. To świat już dla wtajemniczonych, hermetyczny i pełny, ale przez to też dla części odbiorców najbardziej pociągający. „Każde martwe marzenie” jest tomem apetycznym, rozbudowanym objętościowo, jak na dobrą fantastykę przystało, ale też dopracowanym w narracyjnych detalach. Nawet jeśli kogoś nie wciągnie fabuła – próba stworzenia pełnowymiarowej historii, z rozmaitymi odnogami, kierunkami akcji i doświadczeniami oraz emocjami bohaterów – musi ulec urokowi samej prozy. Bo Robert M. Wegner bardzo starannie ją dopracowuje, pisze tak, żeby czytelnikom zapewnić moc doznań estetycznych, proponuje wręcz filmowe ujęcia ze wszystkimi szczegółami.
W „Każdym martwym marzeniu” daje się dostrzec umiejętne przeplatanie elementów ze znanej odbiorcom codzienności (a nawet z rzeczywistości powracającej w kolejnych pokoleniach, stanowiącej już niemal stały refren w relacjach międzyludzkich bez względu na czasy) z kreowaną przez autora fikcją. Takie odnośniki do pozaliterackiej sfery trochę pomagają w zrozumieniu motywacji postaci – ale wprowadzają również ślady humoru. Wegner wykorzystuje skojarzenia z prawdziwego życia między innymi dla budowania atmosfery książki. Chętnie odwołuje się do takich spostrzeżeń, które mają wymiar uniwersalny, nie są uzasadnione od rozwoju cywilizacyjnego, a należą do niby pierwotnych zasad rządzących społecznościami. Na takiej podstawie wznosi porozumienie bohaterów i czytelników – a że jest to zabieg, którego reguły opanował autor bezbłędnie, będzie co pewien czas powracać w różnych konfiguracjach i dostarczać wiadomości z tła – stara się przecież o to, żeby historia żyła i przekonywała do siebie odbiorców. Za sprawą dopracowywania detali z dalszych planów łatwo taki efekt uzyskać.
Stawia Wegner na prozę rzeczową, każdy akapit przesyca treścią, uruchamiając wyobraźnię odbiorców, ale też i przekonanie o wielowymiarowości bohaterów. Pozwala sobie od czasu do czasu – kiedy ma już podane wszystkie potrzebne szczegóły – o ozdobnik w rodzaju oryginalnego porównania czy nawet drobnego dowcipu – takie rozwiązanie automatycznie podnosi wartość narracji, a czytelnikom pokazuje, na czym polega tworzenie klimatu fantastycznej opowieści. Nie ma tu miejsca na uproszczenia czy pomijane wiadomości, autor uruchamia wyobraźnię wręcz malarską, żaden szczegół nie ujdzie jego uwadze – w precyzyjnie skomponowanej przestrzeni może dopiero eksponować dążenia postaci i ich tęsknoty. Fakt oderwania miejsca akcji od codzienności odbiorców sprawia, że można odkrywać intertekstualia, źródła inspiracji czy odniesienia do różnych dyscyplin sztuki, ale i do dawnych opowieści założycielskich, mitów i legend. Dobrze czuje się Wegner w roli piewcy wydarzeń z Dalekiego Południa, zwłaszcza kiedy snuje relację dla samej przyjemności opowiadania. Dla czytelników oznaczać to będzie zetknięcie się z literaturą wysokiej próby, nic dziwnego, że to autor ceniony i wielokrotnie nagradzany – udowadnia swoją pozycję na rynku kunsztem literackim, sposobem wpływania na wyobraźnię odbiorców. Pozwala oglądać przedstawiane sceny, funduje powieść prowadzoną z rozmachem, a jednocześnie – z uwzględnieniem każdego drobiazgu istotnego dla postaci.