Recenzje

Rozpaczliwa tęsknota za bliskością

O spektaklu „50 słów nie tylko o miłości” Michaela Wellera – Fundacji Kamila Maćkowiaka – w reż. Waldemara Zawodzińskiego pisze Magda Kuydowicz. 

Lubię podróżować. Spektakle grane na scenach poza Warszawą są dla mnie zawsze artystyczną i intelektualną przygodą. Odwiedzam nowe miejsca, poznaję innych aktorów i reżyserów, ich pełne zaskakujących rozwiązań pomysły na pozornie prosty tekst dramatu. W mojej rodzinnej Łodzi zawsze odwiedzam Teatr Jaracza. Nie opuszczam też żadnej premiery wyprodukowanej przez Kamila Maćkowiaka w jego artystycznej fundacji. Maćkowiak – niegdyś aktor Jaracza – świadomie przed kilkunastu laty zrezygnował z ciepłej posady w teatrze, by założyć własny. Decyzja opłaciła mu się o tyle, że właśnie został dyrektorem artystycznym nowej sceny na mapie Łodzi – Teatru Scena Monopolis. Jedną z kilku premier, które przygotował na jej otwarcie, jest kameralna sztuka na dwójkę aktorów „50 słów o miłości” Michaela Wellera, grana jak zawsze u Maćkowiaka przy pełnej sali.

Adam (Kamil Maćkowiak) i Janine (Katarzyna Cynke) są małżeństwem od dziesięciu lat, mają dziewięcioletniego syna. Na pozór nadal są w sobie zakochani, lecz od lat mijają się w życiu. Ich związek przeżywa poważny kryzys i dlatego gdy syn po raz pierwszy od lat nocuje u kolegi poza domem, postanawiają coś zmienić. Adam przygotowuje szampana, Janine zakłada seksowną bluzkę. Umawiają się na romantyczny wieczór przy świecach. Ich miłość, choć nadal żywa, przejawia się w skrajnych, emocjonalnych zachowaniach. Nadopiekuńcza wobec syna Janine wyraźnie zaniedbuje nadal pełnego temperamentu męża, a on źle to znosi. Niewinnie rozpoczęta rozmowa przybiera nieoczekiwany, dramatyczny obrót. Oboje zaczynają wyrzucać sobie wszystkie grzechy i zaniechania. Pracoholizm Janine i brak wierności Adama. Seks ma być jedyną receptą na utratę poczucia bliskości między dwójką ludzi, którzy niegdyś tak bardzo się kochali. Oboje żądają wobec siebie lojalności. Ponieważ bardzo dobrze się znają, wiedzą, jak zranić drugą osobę. Napięcie między nimi sięga zenitu. Po burzliwej kłótni i namiętnej nocy okazuje się, że niewiele ich już łączy.

Czy ich związek można naprawić? Co jest warunkiem pojednania dla dwojga ludzi, którzy stracili do siebie zaufanie? Czy dziecko to jedyny argument za tym, aby się nie rozstawać? Te i inne pytanie zadają sobie bohaterowie spektaklu w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego. Widownia śledzi z uwagą ich losy i reaguje żywiołowo. Bo któż z nas nie przeżył podobnej sytuacji? Zawodu na najbliższym, jak nam się wydawało, człowieku.

Znakomita Katarzyna Cynke pokazuje, jak jej bohaterka dosłownie rozpada się na kawałki. Po twarzy spływa jej rozmazany makijaż. Przebierając się na scenie w luźniejszy, domowy strój obnaża ciało, które jest ogromnym kompleksem bohaterki. Janine kiedyś tańczyła, ale po urodzeniu syna utyła i powrót do tańca był niemożliwy. Zajęła się marketingiem. Nienawidzi nowej pracy i nie akceptuje swojej pulchnej sylwetki. Nosi modelującą bieliznę, puchną jej stopy od chodzenia na wysokich obcasach. W jednej chwili z atrakcyjnej, seksownej blondynki po czterdziestce przeistacza się w ruinę człowieka. Psychiczną i fizyczną. Jest niezwykle naturalna, przejmująca i prawdziwa. Adam w interpretacji Maćkowiaka to macho, który pod maską silnego faceta bez skrupułów ukrywa rozpaczliwą tęsknotę za bliskością. Kobietą, która nagle stała się mu obca. Oboje tak bardzo samotni w związku próbują mimo wszystko się porozumieć.

Reżyser Waldemar Zawodziński inteligentnie prowadzi swoich aktorów, dając im dużo swobody, ale nie pozwalając na wyjście z pewnych narzuconych ram. Każda ze scen jest precyzyjnie wymyślona, zagrana i dopracowana w najdrobniejszych szczegółach. Sceny oddziela zawsze krótki moment, gdy oboje siadają na krzesłach naprzeciwko siebie i przez chwilę  w milczeniu patrzą przed siebie. Sami aktorzy panują nad scenografią i rekwizytami, ukrytymi przemyślnie wewnątrz ascetycznych dekoracji autorstwa Zawodzińskiego. Robią to tak naturalnie, jakby byli gospodarzami w domu, do którego widzowie właśnie zostali zaproszeni na ten jeden wieczór, tak ważny i dramatyczny w swoim przebiegu. Dlatego wszystko w tym przedstawieniu płynie, przenika się jak w życiu.

Takie spektakle o emocjach cenię najbardziej. Za ich bezpretensjonalność, prawdę i wdzięk. Dlatego zachęcam wszystkich, aby planując weekend w Polsce, nie zapominali o Łodzi i tamtejszej nowej scenie Teatru Monopolis, która już we wrześniu zostanie  otwarta oficjalnie.


Foto: ALEKSANDRA POLKA

Komentarze
Udostepnij
Tags: , ,