O spektaklu TEATROTEKI „Niesamowici bracia Limbourg” autorstwa i w reż. Beniamina M. Bukowskiego w TVP Kultura pisze Krzysztof Krzak.
„Na świecie jest wielu wybitnych ludzi. Niektórzy z nich są pisarzami, inni saksofonistami, jeszcze inni interpretatorami Pisma Świętego lub wynalazcami bomb atomowych. Jednak bracia Limbourg byli iluminatorami”. Plansza z taką, z lekka ironiczną informacją, otwiera autorski spektakl Beniamina Marii Bukowskiego „Niesamowici bracia Limbourg”, kolejny z bogatego zasobu TEATROTEKI, projektu Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych, który TVP Kultura premierowo pokazała 8 listopada 2022 roku, cztery lata po jego powstaniu.
„Niesamowici bracia Limbourg” jako tekst dramatyczny powstali w 2015 roku, a dwa lata później autor sztuki Beniamin M. Bukowski został nagrodzony za najlepszy debiut dramaturgiczny Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej. Ten sukces z pewnością utorował mu drogę do zaistnienia w świecie teatru, potwierdzonego kolejnymi dokonaniami twórcy w postaci takich sztuk, jak „Mazagan. Miasto”, „Odkrycie Europy”, „Powrót do Reims” czy „Arianie”. Bukowski działa także jako reżyser teatralny, wystawiając nie tylko przez siebie napisane utwory, a od ponad roku współdecyduje o kształcie artystycznym Narodowego Starego Teatru w Krakowie. Jako reżyser zrealizował również „Niesamowitych braci Limbourg” dla TEATROTEKI Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych, co należy zaliczyć jako debiut telewizyjno–filmowy tego wszechstronnie utalentowanego i wykształconego (Bukowski jest też absolwentem historii sztuki i filozofii) twórcy.
Bohaterowie sztuki – Jean, Paul i Herman Limbourg – byli niderlandzkimi malarzami, żyjącymi na przełomie XIV i XV wieku. Pracowali głównie we Francji, zajmując się iluminacją, czyli sztuką ilustrowania, ozdabiania rękopisów, bardzo często modlitewników. Byli pracownikami najemnymi. Najpierw na dworze księcia burgundzkiego Filipa II Śmiałego, a następnie księcia Jana de Berry. I to właśnie w tym okresie umieścił akcję swej sztuki i spektaklu Beniamin M. Bukowski. Bracia Limbourg pracują wtedy nad swoim najbardziej znanym, choć niedokończonym (zmarli bowiem, podobnie jak i ich chlebodawca podczas zarazy dżumy w 1416 roku) dziełem, jaką były „Bardzo bogate godzinki księcia de Berry”. Przedstawienie nie ma jednak charakteru stricte biograficznego czy historiograficznego. Historia średniowiecznych artystów i ich mecenasa posłużyła Beniaminowi M. Bukowskiemu do wypowiedzi na temat sztuki, czy – szerzej – kultury obrazkowej, która w dzisiejszych czasach zdaje się przeżywać swój renesans. Jeśli weźmiemy pod uwagę choćby popularność wszelkiego rodzaju rysunków satyrycznych czy memów, trudno nie zgodzić się ze słowami Paula Limbourga: „Nie ma na świecie nic takiego, co by przyciągało naszą uwagę bardziej niż zabawne obrazki”. Odwołań do współczesności jest zresztą więcej, choćby w języku, którym posługują się bracia, nazywający siebie freelancerami tudzież dizajnerami, którzy zamiast pracy w korpo wybrali „feudalny system lenny”. Współczesna jest też scenografia i kostiumy zaprojektowane przez Katarzynę Stochalską. Klimat epoki, w której żyli i działali bohaterowie sztuki Bukowskiego stwarza jedynie muzyka Piotra Łabonarskiego, ale bynajmniej nie powoduje ona, że przedstawienie utrzymane w stylistyce quasi filozoficznej rozprawki o sztuce i kondycji artysty (nie tylko średniowiecznego) staje się ciężkawe i niestrawne dla współczesnego odbiorcy. Zwłaszcza że akcja została bardzo nowocześnie sfotografowana przez Łukasza Gutta.
„Niesamowitych braci Limbourg” ogląda się z przyjemnością także dzięki aktorstwu i to nie tylko Adama Ferencego, który ekscentrycznego księcia de Berry gra tak, iż jest on postacią i straszną, i zabawną. Widać to szczególnie w zbliżeniach niezwykle plastycznej twarzy aktora. Znakomicie dobrani zostali też aktorzy grający tytułowych braci: Bartosz Buława (Jean), Mariusz Galilejczyk (Paul) i Sebastian Grygo (Herman). Stanowią zgrane trio, rewelacyjnie uzupełniające się w wyrazistym przekazywaniu przesłania autora – reżysera, choć bez nieznośnego napuszenia, za to z równie nośnym dystansem wobec przedstawianego problemu i granej postaci.
Fot. Wojciech Radwański / WFDiF