Recenzje

Rozwój

Yan Lianke: Kroniki Eksplozji. PIW, Warszawa 2019 – pisze Izabela Mikrut.

Eksplozja to maleńka wioska, osada, która ma wielkie ambicje – stania się metropolią. Ci, którzy chcą rządzić, rzucają się na stanowisko nie dla dobra ogółu i wzrostu dobrobytu powszechnego, a dla własnych korzyści. Kwitnie tu korupcja i nadużywanie stanowisk dla osiągnięcia własnych zysków. Nie od dzisiaj w końcu wiadomo, że kto stoi u władzy, może zwrócić uwagę najpiękniejszych kobiet i wygrać każdą rywalizację. Przekonują się o tym członkowie pewnej rodziny: to ich losy zaprzątają uwagę autora, zwłaszcza kiedy próbuje relacjonować przemiany nie do pomyślenia dla postronnych obserwatorów.

W „Kronikach Eksplozji” dzieje się wiele, a Lianke utrzymuje rytm dokumentu – to znaczy od czasu do czasu sięga po charakterystyczne dla gatunku tematy, które musi omówić, żeby zaprezentować organizację życia w Eksplozji. Kiedy jednak przejdzie z zagadnień gospodarczych na życie prywatne postaci, może powiedzieć znacznie więcej – zdradzić, co ukrywa się za fasadą pozorów. Po kolei wybiera się do domów braci i ich ojca, żeby móc przez pryzmat osobistych doświadczeń przeanalizować marzenie o wielkości prowadzące jednoznacznie do katastrofy. Koniec świata w wymiarze powieściowym jest bliski: stan rzeczy, który stworzyły sobie jednostki rządzące, jest nie do zaakceptowania dla reszty, coraz wyraźniej rysują się podziały i problemy. Kiedy już rusza lawina przypadków, staje się jasne, że nikt nie może ocaleć – wszyscy angażują się w walkę o własne szczęście, nie przejmując się tym, że osiągną to wyłącznie kosztem innych. Władza to dostęp do rozmaitych udogodnień, ale też – szansa na najlepszy związek. Polityka wkracza głęboko w małżeństwa, relacje międzyludzkie mają znaczenie tylko wtedy, gdy łączą się z korzyściami innego rodzaju. Rezygnacja z wielkich miłości na rzecz bezdusznych umów ma swoją cenę: codzienność staje się poligonem, niekończącą się próbą sił.

I chociaż Yan Lianke udaje, że stworzył swoją przestrzeń od zera, są „Kroniki Eksplozji” historią satyryczną zakorzenioną mocno w sytuacji Chin – łatwo dostrzec tu zarzuty i oskarżenia płynące czasem z bezradności – do tego stopnia, że pozostał już tylko śmiech i wyostrzanie spostrzeżeń. Lianke tworzy zwierciadło, powykrzywiane, ale boleśnie szczere – a przecież nie tylko Chiny mogą się tu przeglądać. Autor zajął się kulisami władzy, która psuje charakter. Postawił na obrazy wyraziste i przemawiające do wyobraźni, bezlitosne i hiperbolizowane, do tego – mocno w dążeniach destrukcyjne. Pisze bardzo malowniczo, przekonuje do swoich wizji nawet wtedy, gdy przesada dominuje nad kreacją – w narracji można znaleźć – parę razy – niemal aforystyczne konstrukcje. Lianke imponuje rozmachem narracyjnym i fabularnym, ma do zaoferowania czytelnikom całkiem sporo: nie tylko bogatą galerię postaci i zestaw przygód, które pełnią funkcję ilustracyjną – w przypadku opowiadania o kulisach władzy – ale też barwny, żywy język, który sprawia, że „Kroniki Eksplozji” odnajdują się w różnych przestrzeniach kulturowych.

„Kroniki Eksplozji” to doskonały przykład, jak literatura Dalekiego Wschodu może trafiać na odległe nawet rynki wydawnicze i kusić czytelników.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,