O projekcie „work in progress” Ryszard III w reżyserii Jana Marka Kamińskiego z Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy, zaprezentowanym podczas 27. Festiwalu Szekspirowskiego, pisze Aram Stern.
„Połowa zła na tym świecie wynika stąd,
że ktoś chce się czuć ważnym”
/T. S. Elliot/
Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy nie bacząc na finansowe bolączki, które doprowadziły nie tylko do zamknięcia udanego sezonu 2022/23, lecz także do ryzyka zatrzaśnięcia na amen drzwi całej instytucji, postanowił jednak w tak trudnej sytuacji zgłosić szkic nowego spektaklu do konkursu o Nowego Yoricka na 27. Festiwal Szekspirowski. I się udało!
Legnicki projekt „work in progress” Ryszard III w reżyserii Jana Marka Kamińskiego (rocznik 1998, student V roku Akademii Teatralnej w Warszawie) został zaproszony przez Gdański Teatr Szekspirowski do nowego konkursu, adresowanego do młodych twórców debiutujących w polskim teatrze, i był oceniany przez międzynarodowe jury. Sam konkurs o Nowego Yoricka ma na celu zachęcenie debiutantów do czytania i inscenizowania dzieł Williama Szekspira, ma również skłonić do kwerendy w twórczości mistrza ze Stratfordu i znalezienia odpowiedzi na współczesne problemy oraz weryfikowania za ich pomocą nowych form teatralnych.
Ryszard III Jana Marka Kamińskiego nie jest jeszcze pełnym przedstawieniem, lecz podczas Festiwalu Szekspirowskiego reżyser „przepysznie” podał w nim widzom na tacy to, co z dramatu Szekspira mogliby oni przetransponować do egzystencjalnych dań roku 2023. To przede wszystkim bolączki młodych ludzi z ich poziomem stresu i niepokoju, odczuwane od czasów pandemii, i które nie tylko utrzymują się na podobnym poziomie sprzed trzech lat, lecz także w obliczu wojny za naszą wschodnią granicą jeszcze przybierają na sile. Ich samotność, wykluczenie i bezsilność w poszukiwaniu swego miejsca w świecie u Kamińskiego zarysowały się szczególnie w postaci głównego bohatera dramatu, niepowszednio pokazanego nie w postaci chromego i szkaradnego króla Ryszarda, jakim na stulecia „obciążył” inscenizatorów Szekspir, lecz w obliczu wręcz zblazowanym młodością.
Książę Gloucester w nadzwyczajnej kreacji Dominika Rubaja (grający w Legnicy gościnnie) jest zbliżony wiekiem do przyszłego króla, który w momencie śmierci miał raptem 32 lata. Nie potrafi odnaleźć się w rzeczywistości, w której przyszło mu żyć, odrębny, niechciany, ciągle w ruchu, ale kroczy drogą obok wszystkich, by spod półprzymkniętych powiek, wydawałoby się w narkotykowym transie, obserwować świat, którego nie pojmuje. Dominik Rabaj swą kreacją zniewala widzów od pierwszej do ostatniej minuty „szkicu”: hipnotyzuje każdym półprzytomnym spojrzeniem w przestrzeń, każdym gestem dłoni z pomalowanymi na czarno paznokciami, ledwo dostrzegalnym grymasem i głosem, świetnie wyrezonowanym na granicy mutacji z tzw. kiksami, jakby nie panował nawet nad nim, a tym bardziej nad świadomością swego bohatera. Aktor nawet gdy musi przez moment wspomóc się scenariuszem (zespół przed pokazem na Festiwalu Szekspirowskim miał raptem dziesięć dni prób), czyni to ze zdystansowaną gracją, dokładnie tak, jak kroczy do koronacji po ruchomej bieżni. W postaci kreowanej przez Rabaja staje się ona konglomeratem zmartwień, ale i bezpieczną strefą obserwacji ceremonii pogrzebowej, podczas której rozpacza Lady Anna, wdowa po Edwardzie IV i przyszła żona Ryszarda III (doskonała Anna Sienicka). Jej rola jest równie gęsta, przepojona alienacją i logoreą kobiety w swej biografii nieszczęsnej.
W tej „grze o tron” Szekspir nadał Ryszardowi straszliwe piętno okrutnika bez czci i honoru, stworzył najczarniejszy charakter w historii dramatu, co zrozumiałe, gdyż za czasów Tudorów starano się wszelkimi sposobami obrzydzić postać Ryszarda III. Nie takiego króla poznajemy w adaptacji dramatu zaprezentowanego „work in progress” przez Jana Marka Kamińskiego. Współczesny Ryszard walczy z demonami w swej głowie, ściera się z dworzanami, skrytymi pod maskami konia, wieprza i drapieżnego ptaka (Paweł Palcat, Arkadiusz Jaskot, Nikodem Księżak), demonami swej świadomości, których pozbyć się nie sposób, są wszędzie i zawsze, nawet w trakcie koronacji, gdy tekst Szekspira „cwałuje” w stronę totalnej destrukcji. Tak nakreśla nam go reżyser: „Bo na cóż świat, kiedy nie jest się jego częścią. Taka samotność zrodzić może jedynie nienawiść”. Pod zwierzęcymi głowami skrywa te gadające w telewizji, w każdej partii politycznej tak samo „gęgające”, trzeba wyrzec się ich fałszu lub wszystko zniszczyć.
Ciekawym zabiegiem dramaturgicznego „obudowania” głównej postaci dramatu w adaptacji Jana Marka Kamińskiego okazało się wprowadzenie postaci Pani Shore („przepyszna” Joanna Gonschorek), która choć w samej sztuce Szekspira się nie pojawia, to wszyscy o niej mówią. Jest uosobieniem „jawnej tajemnicy” (z niemieckiego offenes Geheimnis), z przymrużeniem oka i w dymie papierosa eksplikuje kompromitujące Gloucestera fakty i „truje” myśli w jego głowie. Czy jedynym wyjściem jest skrycie się przed nimi pod przepastną kołdrą, a może zejście do podziemi? Z tymi myślami Ryszarda idealnie harmonizuje jeszcze niepełna, acz już spektakularna scenografia autorstwa Eweliny Węgiel: połączenie pajęczyny i sklepień średniowiecznego kościoła, w którego szczątkach (pod parkingiem w Leicester) znaleziono dekadę temu szkielet króla. Ze stanem umysłu Ryszarda współbrzmią również niepokojąco industrialne dźwięki (nie muzyka, jak mówi ich kompozytor i zarazem reżyser tego „szkicu”, o którym jeszcze zapewne wiele usłyszymy).
Jak na pokaz niedokończony, „work in progress” Ryszard III w reżyserii Jana Marka Kamińskiego okazał się przemyślaną w zamyśle i realizacji „preparacją” doskonale zagranego i wybornego spektaklu. O ile Teatrowi im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy starczy dukatów na jego produkcję, to warto wprowadzić go do repertuaru, gdyż idealnie stawia pytania o zło samo w sobie, zło, które „bodzie” dusze (nie tylko) młodych i strach się bać, co z tego wyniknie. Nawet jeśli projekt nie zdobył nagrody Nowego Yoricka na 27. Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku – opłaci się!
fot. Dawid Linkowski