Recenzje

Samopoznanie

Laurey Simmons: Księga wewnętrznego piękna. Muza SA, Warszawa 2018 – pisze Izabela Mikrut

Trudna to będzie lektura dla przypadkowych odbiorców, jeśli komuś nie zależy na „uważności” w kobiecym wydaniu – na szereg doznań estetycznych podnoszonych do rangi filozofii życiowej – lepiej niech rozejrzy się za innymi publikacjami. Laurey Simmons proponuje czytelniczkom proste zachwyty, organizowanie codzienności w celu uzyskania harmonii i jedności, wyzwolenie wewnętrznego piękna i szukanie pseudoduchowości. Staje się przewodniczką po wolnych od religii rytuałach – w sporej części sama je tworzy, a potem doświadczeniem dzieli się z odbiorczyniami. Zachęca panie wrażliwe na piękno do samoakceptacji (lub pracy nad nią), opowiada, jak uruchomić pokłady energii niezbędnej do działania. Stawia na pozytywność, delikatność i eteryczność. W narracji rozdmuchuje to do rozmiarów pełnej książki, co oznacza, że własne przemyślenia próbuje też usystematyzować, czy ubrać w schematy postępowania.

Sama autorka wywodzi się z żydowskiej rodziny, ale w uwalnianiu wewnętrznego piękna żadna religia nie ma dla niej znaczenia: woli stworzyć własną, co przenosi się automatycznie na mody z dziedziny slow-life. Podpowiada, jak przygotowywać się do obowiązków, jak radzić sobie ze stresem, jak akceptować proces starzenia się, jak rozwiązywać problemy. Jak dostrzegać w ciągu dnia drobne powody do radości i jak oczyszczać umysł przed snem. Trochę tu medytacji, trochę sposobów na relaks, ale przez to, że autorka z pełną powagą podchodzi do swoich porad, sprawia wrażenie, jakby proponowała pracę na cały etat. Nagle proces uwalniania wewnętrznego piękna zostaje obwarowany mnóstwem zastrzeżeń i porad co do realizacji wytycznych. Oczyszczenia ze „złej energii” wymaga już nie tylko otoczenie i nie tylko człowiek – ale też same przedmioty wykorzystywane w procesie oczyszczania, na przykład kryształy – jedna z wielkich pasji autorki. Oczyszczać można wodą, dymem, słowem, na wiele sposobów, bardziej liczy się intencja niż „mechaniczna” część działania. Zresztą dla podkreślenia wagi rytuału warto powtarzać frazy zalecone przez autorkę (lub znaleźć własne), wykorzystywać fragmenty wierszy albo modlitw – ważne, żeby nadać odpowiednią rangę zjawisku, żeby odczuć, że dzieje się coś uroczystego. Raczej trudno sobie wyobrazić podobną oprawę codziennych zajęć, ale najwyraźniej dla Simmons jest to sens egzystencji – i próbuje do tego przekonać czytelniczki. Opowiada i o organizowaniu przestrzeni w domu, i o podsycaniu piękna – otaczaniu się kryształami czy cennymi kamieniami. Prowadzi do samoakceptacji i do pracy nad sobą – w bardzo ograniczonym wymiarze. Autorka proponuje ubrany w system sposób dopieszczania siebie, coś dla tych odbiorczyń, które raczej nie mają pomysłu, co zrobić z wolnym czasem – a dysponują nim w nadmiarze. Dba o piękno, o wyciszenie i o refleksję, ale sedno tej refleksji nieco jej umyka, albo będzie wyraźne wyłącznie dla wrażliwych czytelniczek.

Książka Laurey Simmons jest pięknie wydana – na kredowym papierze i z tłoczonymi opalizującymi literami w tytule. Do tego zawiera mnóstwo artystycznych zdjęć, które przypominają czytelniczkom o estetycznych poszukiwaniach. Autorka traktuje ją niemal jak manifestację poglądów na temat piękna – ale skusi bardziej fanki błyskotek. „Księga wewnętrznego piękna” jest publikacją kierowaną do odbiorczyń, które zaufają Simmons i które potrzebują wskazówek w budowaniu poczucia własnej wartości. Simmons wpisuje się w nurt poradników dotyczących samorozwoju, nawet jeśli wybiera zaledwie jedno zagadnienie i opracowuje je w naiwny – osobisty – sposób.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,