Artur Andrus: Bzdurki, czyli bajki dla dzieci (i) innych. Nasza Księgarnia, Warszawa 2018 – pisze Izabela Mikrut
Artur Andrus nie zawodzi, bez względu na to, czy rozśmiesza dorosłych, czy dzieci i dorosłych. Ten drugi przypadek pojawia się przy “Bzdurkach, czyli bajkach dla dzieci (i) innych”: niby to publikacja dla najmłodszych, ale może do niej sięgnąć każdy, kto ma ochotę na gry z konwencjami bajkowymi. Każdy doceni tu pomysły autora, niewymuszony humor i nietuzinkowych bohaterów.
Artur Andrus na początku wyjaśnia czytelnikom, że postacie z dawnych bajek i baśni już się zmęczyły ciągłym przeżywaniem tych samych przygód i trzeba do opowieści zaangażować nowe. Trzyma się zasad konstrukcyjnych gatunku, ale jednocześnie doskonale się bawi, wprowadzając sylwetki i działania jak najmniej typowe, nieprzewidywalne dla odbiorców. Dentysta przestraszy się tutaj małego Franka, ciotka Grzechotka razem z Wujkiem Zepsujkiem wykorzystają swoje talenty, żeby znaleźć szczęście. Kura będzie pisać pazurem rymowane ogłoszenia. U Andrusa nie trzeba wielkiej magii, wystarczy absurdalny dowcip i zezwolenie na stosowanie nonsensownych rozwiązań, żeby zmieniać bieg wydarzeń. W związku z tym rzodkiewkowa królewna na męża wybierze tego, kto najbardziej zaskoczy ją… pomysłem na oryginalne wykorzystanie pęczka rzodkiewek. Tu dziać się może wszystko, chociaż… autor rezygnuje z przedstawiania zła, krzywdy czy większych smutków. Bajki mają być wytchnieniem i dawką czystej radości, odskocznią od problemów, nawet tych w wymiarze mikro. Liczy się sposób przedstawiania fabuły i charakterów, a mniej ich odcień emocjonalny. Pogodne historie aż zapraszają do śledzenia losów postaci. Nadają się i na wesołą lekturę przed snem, i na rozrywkowe ćwiczenie czytania. Nie zmęczą też rodziców czytających na głos swoim pociechom (a fani Andrusa z pewnością z takiej możliwości skorzystają) – autor bez trudu przykuje uwagę również starszych odbiorców. Dla nich będą dodatkowe smaczki, gry skojarzeń albo podążanie za językowymi tropami: na przykład – rozbijanie frazeologizmów. Dzieciom proponuje autor wciągające, bo nietypowe, fabuły, dorosłym – drugą płaszczyznę humoru. Andrus szuka ciekawych tematów, angażuje jako bohaterów zwierzęta, koronowane głowy czy członków rodziny. Ożywia też sytuacje znane z baśni, przerabia je nie do poznania. Proponuje przygody podporządkowane wyobraźni dziecięcej i czystemu komizmowi – w ujęciu dorosłych. Może też autor w opowieściach znaleźć miejsce na rymotwórcze popisy – w przyśpiewkach postaci czy w rymowanych ogłoszeniach. To zawsze kilka wersów ożywiających relację i wprowadzających dodatkowe puenty. Tu powraca Andrus znany starszym ze sceny: ten zaskakujący współbrzmieniami, sięgający bardziej po humor bezinteresowny niż po satyrę zaangażowaną. Nie musi o nic walczyć i nic udowadniać, cieszy “Bzdurkami”, proponując bajki nie tylko dla najmłodszych.
Książkę “Bzdurki” ilustruje Daniel de Latour, naczelny humorysta wśród rysowników Naszej Księgarni. To oznacza, że tomik będzie pełen zabawnych i komiksowych miniaturek. Absurdalni bohaterowie zyskują dowcipne wizerunki, cieszą wszystkich, bez względu na wiek. Udało się to połączenie wydawcy, ilustracje doskonale uzupełniają tekst: jest tu i kolorowo, i różnorodnie, i – nie naiwnie.
A Artur Andrus w swoich bajkach na finał sięga zawsze po nieoczywiste dla odbiorców morały. Daleki jest od pouczania, jednak wyjaśnia, co “tak naprawdę”, podając wnioski, do jakich niekoniecznie czytelnicy dojdą. Znajduje w ten sposób jeszcze jedną płaszczyznę żartów, zaskoczeń dla czytelników i niespodzianek. Tu też najwyraźniej widać elementy kierowane do starszych odbiorców. Co tu dużo pisać – zachwyca Andrus tą publikacją. Warto sprawdzić, co ma do zaoferowania w dziedzinie twórczości dla dzieci. “Bzdurki” przyniosą wiele radości.