O spektaklu „Pornografia” Witolda Gombrowicza w reżyserii Jana Hussakowskiego w Teatrze Powszechnym im. Jana Kochanowskiego w Radomiu pisze Anna Czajkowska.
Spektakl na podstawie ,,Pornografii” Witolda Gombrowicza, którego premiera odbyła w radomskim Teatrze Powszechnym im. Jana Kochanowskiego w ramach zeszłorocznej edycji Międzynarodowego Festiwalu Gombrowiczowskiego to kolejna w historii polskiej sceny próba przełożenia na teatralny język powieści naszego genialnego i bezkompromisowego demaskatora. Gombrowicz, filozof, erudyta kreujący nowe słowo, a także pewny siebie prozaik i dramaturg tworzy w „Pornografii” bliskie egzystencjalizmowi studium zła, nietolerancji, pokazuje grę pozorów i przywdziewanie masek naszych codziennych. Niesamowite i inteligentne poczucie humoru oraz elementy groteski wplecione zostały w charakterystyczny, autorski styl narracyjny. „Skandaliczną”, „metafizyczną a nie psychologiczną”, czasem poetycką powieść, naznaczoną indywidualnością i nieco napuszoną elokwencją autora trudno pokazać na scenie, nie tracąc nic z wieloznaczności i wymowności tekstu. Jednak Andrzej Błażewicz i Jan Hussakowski, zafascynowani Gombrowiczem, postanowili podjąć taką próbę – trzeba przyznać, że udało im się odnaleźć w „Pornografii” aktualne problemy i wątki, które się nie zestarzały.
Akcja „Pornografii” toczy się w Polsce okresu wojennego. Dwaj bohaterowie – ekscentryczny Fryderyk i narrator Witold – wyjeżdżają na wieś, by odwiedzić pana Hipolita, znajomego Witolda. W spokojnej, sielskiej (ach, te gombrowiczowskie pozory!), szlacheckiej posiadłości rozegra się niejeden dramat, a wątek kryminalny nadaje wydarzeniom smak niezwykły. Starsi panowie – Witold i Fryderyk – urzeczeni są młodością, jakimś sakralnym niemal odczuciem erotyzmu oraz brutalnym wiązaniem go ze śmiercią i dlatego nie cofną się przed żadną intrygą. Ich celem jest połączenie tego, co zmysłowe, nieletnie, w ich pojęciu – sobie z natury i konieczności przeznaczone. W spektaklu (zgodnie z powieścią) pojawia się też element okupacyjno-konspiracyjnej rzeczywistości, bowiem w majątku Hipolita ukrywa się uczestnik polskiego ruchu oporu, który niespodziewanie sprzeniewierza się swej misji z powodu obezwładniającego, nagłego lęku. Wątek patriotyczny potraktowany jest na poły frywolnie, na poły poważnie, iście po gombrowiczowsku.
Jan Hussakowski, wierny pierwowzorowi, przygląda się bliżej niektórym wątkom, inne ledwie muska. Co wcale nie zubaża całości, czyni ją – moim zdaniem – przystępniejszą w sytuacji gdy przeznaczeniem adaptacji jest przemawiać nie do czytelnika, ale do widza w teatrze. W spektaklu forma jest gęsta, ale to całkiem zmyślny zabieg – zwłaszcza przy podkreślanej przez głównych bohaterów wrażliwości na ową formę. Fryderyk i Witold oraz pozostałe postaci eksponują każdy gest cieleśnie i zmysłowo (bardzo to wymowne) po to, by zrozumieć wreszcie zawiłości i sens ziemskiego życia. Dalej – znakomicie pokazana gra między młodymi ludźmi uwypukla gombrowiczowską metaforę, że „dojrzałość jest dla niedojrzałości, a właściwym człowiekiem jest człowiek młody, czyli niedojrzały” (jak pisał sam autor). I jeszcze – „rola młodości jest równie ważna, polega na uczynieniu życia lżejszym”. Młodość w życiu dorosłych, rozkochanie w niedojrzałości, nieświadomości – przecież to ciągnie się zawsze, wszędzie, od dawien dawna. Stąd energia zabarwiona brawurą, udawana chłopięcość. A jednak ta młodość zagraża starym, niepokoi, dlatego muszą ją dławić, podporządkować – ze strachu i tęsknoty.
Oczywiście nie wyczerpuje to bogactwa treści „Pornografii”. Gombrowicz w swym „Dzienniku”, w roku 1960, zastanawia się, czy „Pornografia” może być „nowoczesnym, erotycznym, poematem narodowym” ? Cóż na to twórcy radomskiej inscenizacji? Chyba nie są dalecy od takich refleksji. Choć spektakl mocno trzyma się oryginału, nie ucieka przed akcentami nowoczesnymi, współczesnymi. Podkreśla to opracowanie muzyczne Andrzeja Błażewicza i Jana Hussakowskiego. Dzięki niemu napięcie rośnie w kluczowych momentach, potęgując emocjonalność scen, ich dobitność i symbolikę. Widzowie usadowieni po obu stronach sceny, z aktorami na wyciągnięcie ręki, czują się (przynajmniej mogą mieć takie wrażenie) uczestnikami akcji. W sprytny sposób poradził sobie reżyser z wewnętrznymi dialogami bohaterów, nie tracąc naturalności i rozgrzanej słońcem, przyziemnej, bliskiej codziennej trywialności atmosfery, w której rozgrywa się akcja dzieła. Skromna scenografia, a przy tym bardzo konkretna (woda w dzbanku, prawdziwe owoce, broń), zielona, soczysta trawa pokrywająca scenę cieszą oko, uruchamiając emocjonalno-zmysłowy aspekt wyobraźni.
Wielką siłą spektaklu są aktorzy, którzy bawią się formą, dynamicznie kreują miejsca, balansując na granicy iluzyjności i groteski. Łukasz Mazurek, wcielając się w postać Witolda, w punkt i z wyczuciem oddaje charakter alter ego samego Gombrowicza, delektującego się szczegółem wydarzeń, na które próbuje wpływać. Mimiką, gestem, znakomitą dykcją uwodzi widza. Dalej Marek Braun grający Fryderyka – żaden diaboliczny demon. Zwyczajny mężczyzna w poważnym wieku, który – a jednak! – potrafi zaskoczyć manipulując, reżyserując, jak twórczy alchemik tworząc wydumane kombinacje. A używa żywego materiału. Niesamowitość w stylu Nitzscheańskim (o czym nie raz pisano w odniesieniu do tej postaci)? Niekoniecznie, może poszukiwanie nowych sensów, lepienie rzeczywistości, reżyserowanie wydarzeń poprzez teatr. Izabela Brejtkop w podwójnej roli – jako Maria i Amelia – bardzo wnikliwie, z wyczuciem, bez nadmiaru patosu oddaje motyw „świętości” pani Amelii, będącej ucieleśnieniem cnót rodzinnych i katolickich. Jakże udanie pokazuje jej rozpacz w zderzeniu z ateizmem Fryderyka. Obok Michał Węgrzyński – również w podwójnej roli Hipolita i Siemiana – raz fascynuje, raz irytuje, celowo, z namysłem. W jego bohaterze, jak w lustrze, „przegląda się” cały aspekt patriotyczny utworu (dość ironicznie) – życie, cierpienie i poświęcenie. Równie wytrawny aktorsko jest Mateusz Paluch jako Wacław – człowiek prawy i porządny, który daje się wciągnąć do gry, a ona uwalnia w nim dziksze instynkta, dawniej skrywane i mocno zakamuflowane. Absolut? Wiara? Cóż nam z tego wszystkiego zostało… . I oczywiście młodzi – niedojrzali świeżością soczystą jak krągłe jabłka, zielone winogrona. Mateusz Kocięcki – Karol i Aleksandra Bogulewska – Henia zachłystują się chwilą, ulotnością, tym co tu i teraz, piękni w swej młodości, kłujący swym urokiem starych.
Warto wspomnieć o ciekawych pomysłach inscenizacyjnych, które są kolejnym elementem budującym całość – na przykład intrygująca scena z glistą, teatralna miniatura w rękach Fryderyka. Doceniam też starannie dopracowane, dopasowane do czasu i miejsca kostiumy oraz grę kolorem, światłem, zgodną z charakterem spektaklu i jego kameralnością.
Znakomity tekst Gombrowicza nie zanika pod ciężarem teatralności, a delikatne, szydercze niuanse, gęstość znaczeń, mnogość niuansów oraz poetyckość konstytuują się w niej na nowo. Warto wybrać się do radomskiego Teatru Powszechnego, by wsłuchać się w rytm „Pornografii” i podjąć próbę rozszyfrowania labiryntu znaków wymyślonych i zamieszczonych w powieści przez genialnego autora.