Roxane Gay: Histeryczki. Poradnia K, Warszawa 2018 – pisze Izabela Mikrut.
Roxane Gay w „Histeryczkach” bawi się portretami kobiet – ale kobiet, które sens swojego istnienia opierają wyłącznie na płci i płciowości. Wszystkie bohaterki opowiadań definiują się albo w toksycznych związkach z mężczyznami (nie ma tu nigdzie obrazów miłości krzepiącej i dodającej siły), albo w skomplikowanych psychologicznie relacjach z innymi kobietami (które służą tu za tło, nie mają własnych dylematów moralnych, za to mogą ich w nadmiarze dostarczać bohaterkom).
Są „Histeryczki” zestawem fabuł zogniskowanych na cielesnym zespoleniu, chociaż akt seksualny bywa tu zastępowany przez przemoc, krzywdę i ból – całkiem często. Zakazane związki wpływają na psychikę postaci – ale już nie na postrzeganie świata, bo konteksty zawęża autorka do mikrokosmosów par. Nie interesuje jej – ani nie pociąga – budowanie obrazów z zewnątrz, skupia się na przemyśleniach i zwierzeniach kobiet, a te nie obejmują nawet prób zrozumienia portretów – a co dopiero otoczenia. Tak więc „Histeryczki” są tomem spójnym pod kątem nastawienia na psychologizmy i sercowe wiwisekcje. Roxane Gay miłość prezentuje niemal wyłącznie przez pryzmat narastającego cierpienia, oddania, bez nadziei na poprawę losu i bez szans na szczęście. Tylko cierpienie jest medialne, tylko cierpieniu warto poświęcać uwagę. Gdzie nie ma cierpienia – tam nie ma historii. Nie wiadomo zresztą, czy źródłem owych cierpień są mężczyźni – pozwalający sobie na gwałty, złamanie zasad celibatu, zdrady i znęcanie się, czy kobiety, które wikłają się w toksyczne związki z pełną świadomością ich finału. Bohaterowie są u Roxane Gay bezwolni, nie mogą decydować o sobie. Zachowują się jak marionetki, aż do końca grając przypisane sobie role. Może dlatego w pewnym momencie zaczyna się odczuwać znużenie monotonią w kierunku zachowań.
Bo Roxane Gay stara się jak może, żeby urozmaicić opowieści. Za każdym razem wprowadza inny sposób relacjonowania historii. Zmienia osobowości postaci, charaktery i motywacje, przerabia też zestawy ich życiowych doświadczeń, żeby każda relacja wydawała się odmienna od pozostałych. A jednak w podskórnej warstwie – w „przeznaczeniu” kobiety – wszystkie historie zlewają się w jedną. Żadna z postaci nie wyrwie się z przypisanego jej schematu. To naturalnie osłabia puenty utworów – i mimo że może wciąż budzić ciekawość, staje się jasne, że autorka nie będzie dokonywała zbyt wielu odkryć. W „Histeryczkach” bez przerwy eksperymentuje z formą, jakby chciała ćwiczyć warsztat albo pokazać ogrom możliwości twórczych – jednak zmiany rytmu opowiadań zamieniają się tu jedynie w podkreślenie, że wszystkie losy są do siebie łudząco podobne. Autorka radzi sobie świetnie z odmalowywaniem charakterów w monologach wewnętrznych – temu może poświęcać siły, skoro rezygnuje z przedstawiania otoczenia. Cały jej świat mieści się w bohaterkach, a paradoksalnie jest przez to bardziej indywidualizowany. Nie da się tu uniwersalizować uczuć, istnieje oczywiście pewna wspólnota doświadczeń, w części wypadków czytelniczki po prostu będą musiały odkryć ślady własnych przeżyć i przemyśleń – nie może być inaczej, skoro autorka szuka najróżniejszych komplikacji w międzyludzkich doznaniach. Jednak już same fabułki mają na tyle silny przebieg, że nie pozostaje nic innego, jak tylko potraktować je jako jednostkowe i przerysowane historie ze wspólnym dla wszystkich opowiadań morałem.