O spektaklu „Uciekła mi przepióreczka” Stefana Żeromskiego w reż. Michała Kotańskiego w Teatrze Żeromskiego w Kielcach pisze Krzysztof Krzak.
Po napisaną w 1924 roku sztukę „Uciekła mi przepióreczka” Stefana Żeromskiego teatry nie sięgają zbyt często. Ostatnio, czyli ćwierć wieku temu, pokazał ją Teatr im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim w reżyserii Ryszarda Majora. W przededniu końca 2022 roku premierę tego dramatu, a formalnie – jak chciał sam autor – komedii w trzech aktach zaprezentował w reżyserii Michała Kotańskiego teatr w Kielcach noszący imię Żeromskiego.
Zdecydowanie nie był to jednak grzecznościowy akt uczczenia patrona teatru, a próba odczytania na nowo tej z pozoru przebrzmiałej, trącącej nadmiarem społeczno–patriotycznych idei Stefana Żeromskiego i bliskiego mu środowiska sztuki. Powiedzmy od razu: próby całkowicie udanej i bynajmniej nie traktującej przedstawionej przez dramaturga historii li tylko jako obrazu z przeszłości. A w wielkim skrócie rzecz ujmując, „Uciekła mi przepióreczka” to opowieść o pewnym docencie fizyki, Edwardzie Przełęckim, który wespół z równie wysoko kształconymi przyjaciółmi (historykiem, filologiem, antropologiem, kuratorem sztuki) przyjeżdża do wiejskiej szkółki w Porębianach, by stworzyć w niej uniwersytet ludowy. W przybyszu zakochuje się wiejska nauczycielka, Dorota Smugoniowa. On w niej, zresztą, też. Ale by ocalić małżeństwo Smugoniów (mąż Doroty też pracuje w szkole, a w kieleckim przedstawieniu grany jest niezwykle poruszająco przez Dawida Żłobińskiego) i… ideę uniwersytetu ludowego, Przełęcki wywołuje skandal kompromitujący go w oczach nauczycielki i całego środowiska, po czym opuszcza wioskę.
Zwyczajowo „Przepióreczkę” grano jako sztukę o roli elit w kształtowaniu nowej rzeczywistości także poza wielkomiejskimi ośrodkami, tudzież jako opowieść o odpowiedzialności i wierności wyznawanym ideałom. Przełęcki był szlachetnym nosicielem tychże. Smugoniowa zaś jego ofiarą. Tymczasem realizatorzy spektaklu w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach poszli innym tropem. Profesor Krystyna Duniec, autorka opracowania scenariusza do spółki z dramaturgiem Pawłem Sablikiem, postawiła na wiejską nauczycielkę. W ich koncepcji Smugoniowa jest kobietą silną, świadomą swojej wiedzy i umiejętności, a przede wszystkim doświadczeń. To ona wie, jak powinna wyglądać edukacja. To ona nie boi się podejmować decyzji i po rejteradzie Przełęckiego decyduje się poprowadzić uniwersytet ludowy. W sprawach osobistych też była niejako siłą napędową – wszak to Dorota pierwsza wyznała miłość Edwardowi i zapewniła go o gotowości zostawienia dlań rodziny. Tę wewnętrzną siłę Doroty Smugoniowej znakomicie oddaje Ewelina Gronowska – obsadowy strzał w dziesiątkę kieleckiej „Przepióreczki”. Warto na nią patrzeć nawet wtedy, gdy nie jest w centrum wydarzeń rozgrywających się na scenie. Grana przez nią postać skutecznie obala etos (nota bene stworzony przez Żeromskiego) siłaczki, oddanej idei, nie potrafiącej zawalczyć o siebie kobiety – nauczycielki. Równorzędną partnerkę Gronowska – Smugoniowa znajduje w osobie księżniczki Sieniawianki (wyważonymi środkami aktorskimi stworzonej przez Joannę Kasperek), która decyduje się na wybudowanie szkoły. Przy takich silnych postaciach Przełęcki schodzi na drugi plan (co bynajmniej nie osłabia wartości kreacji Wojciecha Niemczyka), jak powinni zejść ci politycy, mieniący się współczesnymi elitami, niosący kaganek, czasem krużganek, a najczęściej kaganiec oświaty, którzy zza ministerialnych biurek autorytatywnie decydują o tym czego i jak mają nauczać swoich uczniów polscy nauczyciele. W kieleckim spektaklu możemy też usłyszeć wypowiedzi autentycznych nauczycielek jednego z miejscowych liceów na temat kondycji obecnego systemu edukacji i pracy nauczyciela.
Ale wartość tej „Przepióreczki…” to nie tylko jej aktualność i podjęcie dyskusji na temat edukacji, ale także walory estetyczne. To po prostu piękne wizualnie przedstawienie (co w dużej mierze jest zasługą projekcji wideo autorstwa Jakuba Lecha, które trafnie uzupełniają skromną scenografię Doroty Nawrot). Piękne urokiem, do którego dyrektor Żeromskiego i reżyser spektaklu, Michał Kotański, przyzwyczaił widzów już w „Dziejach grzechu” czy „Widnokręgu”. Niebagatelny udział w ostatecznym wyrazie najnowszej premiery mieli też: Lubomir Grzelak (muzyka), Paweł Łyskawa (choreografia i ruch sceniczny) oraz odpowiadająca za niezwykle klimatyczne światła Monika Stolarska. Ale ciekawie skonstruowane postacie, bardzo wyraziste charakterologicznie to już zapewne zasługa pracy reżysera ze świetnymi kieleckimi aktorami. Poza wymienionymi wcześniej na scenie pojawiają się: Bartłomiej Cabaj (Zabrzeziński), Mateusz Bernacik (Kleniewicz), Jacek Mąka (Ciekocki), Andrzej Plata (Bęczkowski) i Łukasz Pruchniewicz (Wilkosz). Dream team każdego reżysera. I widza.
Fot. Krzysztof Bieliński