Bev Thomas: Terapeutka. Filia, Poznań 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Istnieją obiegowe teorie, według których terapeuci to ludzie, którzy nie mogli pogodzić się z własnym losem i zdecydowali się na pomaganie innym, żeby móc odkrywać siebie. „Terapeutka” bazuje na takim właśnie przekonaniu, Ruth, bohaterka tomu, sprawdza na własnej skórze, co znaczy leczenie traum innych w związku z osobistymi, starannie skrywanymi problemami. Te odżywają, kiedy w gabinecie pojawia się Dan Griffin.
Dan to młody człowiek, zbiór kłopotów (które często sam wywołuje). Nie do końca wierzy w terapie, nie za bardzo chce się podporządkowywać. Jednak dla Ruth jest bardzo ważnym pacjentem: przypomina jej zaginionego przed dwoma laty syna. Ruth jako matka przeżywa katusze: nie ma pojęcia, co stało się z jej ukochanym dzieckiem, a ponieważ chłopak był prawie dorosły – nie udało się wywołać odpowiedniego społecznego odzewu w ramach poszukiwań. Ruth cierpi, jakby zginęło dziecko, nie wie nic o Tomie i nie potrafi pogodzić się z losem. Dlatego też koncentruje się na tym, co robi Dan: za wszelką cenę chce mu pomóc, nawet jeśli oznaczać to będzie rezygnację z zasad obowiązujących w firmie. Bohaterka nie myśli o swojej rodzinie: poza Tomem ma przecież jeszcze córkę, interesuje ją wyłącznie mroczna przeszłość. Cierpi, a swoje cierpienia starannie przed światem ukrywa. Jednak w duchu wciąż rozpamiętuje dawne chwile i portretuje syna tak, żeby wszyscy zrozumieli jej ból.
Akcja w „Terapeutce” toczy się niespiesznym trybem. Albo towarzyszy się bohaterce w gabinecie – zwłaszcza podczas spotkań z Danem i prób rozgryzienia sekretów tego młodego człowieka – albo podczas długich retrospekcji. Oznacza to, że Bev Thomas skupia się na dwóch biografiach i na dwóch przypadkach poważnych kłopotów. W obu historiach Ruth stara się pomóc, ale musi pozostać bezradna – tak, by jeszcze bardziej pogłębić jej zmartwienia. O ile Dan daje się analizować bardzo powoli, o tyle przeplatające jego sytuację rozdziały retrospektywne prezentują niemal pełny życiorys Toma, a przynajmniej – jego punkty przełomowe od momentu narodzin. Będzie się zatem bohaterka zajmować i przedszkolnymi obserwacjami (i swoim związkiem, bo źródła katastrofy mogą czaić się wszędzie). To dość standardowy tok opowieści, tak, że czytelnicy zaczną się w pewnym momencie zastanawiać, do czego właściwie autorka dąży i dlaczego usypia ich czujność. Jest ta powieść przede wszystkim analizą cierpienia, chociaż Bev Thomas nie chce się zatrzymywać na wiwisekcji bohaterki. Jednak każdy przytaczany gest, każda drobna opowieść prowadzi w konsekwencji do podkreślania uczuć Ruth. Zupełnie jakby akcja nie miała znaczenia, a stała się tylko podstawą do akcentowania przeżyć jednej postaci. Ruth zyskuje prawo do ciągłego wywnętrzania się – jej sekrety i smutki to podstawowy składnik historii. „Terapeutka” jest w tym sensie powieścią spowolnioną, pisaną bardziej dla zagadki niż dla przeżyć odbiorców. Sprawdza się jako thriller psychologiczny dla tych, którzy lubią się angażować w problemy bohaterów i chcą ich zrozumieć nawet mimo różnic doświadczeń.