Bartłomiej Grubich: Biegacz. Vesper, Czerwonak 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Trzy opowieści splatają się ze sobą w „Biegaczu”, thrillerze, który przez tytuł ma odwoływać się do modnych lifestyle’owych autobiograficznych wyznań sportowców. „Biegacz” to jednak książka rozrywkowa, mroczna i pełna strachu, chociaż momentami wyraźnie opierająca się o sportowe relacje.
Bartłomiej Grubich nie szuka właściwie fabuły na całą powieść – zadowala się łączonymi wątkami z różnych sfer gatunkowych. Jeden motyw zapewnia mu bieganie. Przedstawia bohatera, który dość wcześnie poznał radość, jaką zapewnia bieganie dalekich dystansów. Oczyszczenia i poczucia szczęścia z pierwszego biegu – wówczas zwyczajnej ucieczki przed szkolnym rozrabiaką – poszukuje później, już w świadomych treningach, które potrafi przedłużać dla przyjemności. Motyw biegania jest jak przeniesiony z autobiografii sportowców: to samo podejście, to samo komentowanie zmęczenia i bólu, to samo nastawienie do wyścigów i tras. W kreację maratończyka dość łatwo będzie uwierzyć odbiorcom, którzy sięgają od czasu do czasu po zapiski sportowców: Bartłomiej Grubich nie popełnia tutaj błędów logicznych ani rzeczowych, nie daje się przyłapać na niewiedzy. Może niepotrzebnie uzasadnia uzależnienie od biegania – sportowcy przeważnie nie szukają inspiracji aż tak głęboko, zajmują się bardziej poczuciem szczęścia już podczas samego biegu i zatrzymują na tym poziomie – ale w powieści jest to chwyt jak najbardziej uzasadniony.
Drugi motyw, tak samo tendencyjny jak bieganie – chociaż pochodzący z innej strefy literatury – to dojrzewanie. W retrospekcjach bohater powraca do swoich młodych lat, przedstawia rozmaite upokorzenia i wydarzenia, które go ukształtowały. I tutaj nie ma do powiedzenia nic odkrywczego, historia, jakich wiele roztacza się przed czytelnikami – na podstawie relacji z rówieśnikami buduje bohater obraz siebie po latach. A przeżywa to, co w jakiś sposób mogło stać się udziałem każdego z odbiorców – i istnieje w wielu lekturach wspomnieniowych. Dojrzewanie „biegacza” wydaje się zapożyczone z książek czy przeżyć na tyle uniwersalnych, że wręcz stereotypowych, trochę brakuje tutaj z kolei punktu, który byłby wyróżnikiem, uświadamiał odbiorcom, że oto historia, w jaką warto się zagłębić – i jaką warto odkrywać. Zwłaszcza jeśli autor niespecjalnie szuka powiązań dzieciństwa z teraźniejszością narratora, wplata opowiastki dla samej przyjemności snucia narracji – to nigdy nie jest sycące uzasadnienie.
I ostatni wątek w „Biegaczu”, definiujący sens pozostałych dwóch: motyw zbrodni. Nagle pojawia się kwestia mordowanych brutalnie młodych kobiet, które miały pecha i w niewłaściwym momencie trafiły na psychopatę. To kontrast z wizerunkiem szkolnej ofiary oraz sportowca rywalizującego z innymi na trasach. „Biegacz” zaczyna ujawniać mroczne sekrety, sam maraton staje się okazją do rozważań na temat przeszłości – w różnych wymiarach. Bartłomiej Grubich mnoży zagadki dla czytelników, pokazuje im, jak bardzo rozmyta może stać się rzeczywistość w zależności od tego, kto opowiada o faktach. Nie zamieni się „Biegacz” w prostą książkę sensacyjną, jest inteligentnie prowadzoną opowieścią – autor maskuje tu przeskokami od motywu do motywu brak większej wizji całości, ale da się mu to łatwo wybaczyć ze względu na stopień nasycenia tomu emocjami.
„Biegacz” to powieść pełna zagadek. Jedno, co należałoby w niej poprawić – to wielkość druku, bo chociaż nie można zarzucić wydawnictwu rozdmuchiwania objętości, to niektórym odbiorcom trudno będzie skupić się na treści książki.