O spektaklu BABA CHANEL Nikołaja Kolady w reżyserii Kamy Michalskiej w Nadarzyńskim Ośrodku Kultury pisze Wiesław Kowalski.
„Baba Chanel” Nikołaja Kolady należy w twórczości rosyjskiego dramaturga do repertuaru raczej komediowego, choć tekst nie jest pozbawiony głębszych i niekiedy pełnych goryczy refleksji na temat przemijania, starości i śmierci. Mieli tego świadomość dotychczasowi realizatorzy dramatu, m.in. Adam Orzechowski w Teatrze Wybrzeże i Izabella Cywińska w warszawskiej Polonii, którzy pojawiający się w trakcie śmiech okonturowali refleksją na temat ludzkich pasji, które mogą aktywizować nasze życie i pomagać w niepoddawaniu się apatii, bierności, frustracji, samotności, pustce czy zniechęceniu. Z podobnego założenia wyszła Kama Michalska, aktorka od początku współpracująca z Chórem Kobiet Marty Górnickiej i dyrektorka Nadarzyńskiego Ośrodka Kultury, która ze swoimi aktorami działającymi w NOK! Teatrze przygotowała spektakl próbujący bardzo skrupulatnie, w pozornie tylko zabawnym utworze, odnajdywać treści zarówno komediowe, jak i tragiczne. Dzięki umiejętnemu wypośrodkowaniu tych dwu płaszczyzn – śmiechu i rozpaczy, bardzo dobrym skrótom, zachowującym dramatyzm wszystkich sytuacji i podwójne dno utworu, a także znakomicie poprowadzonym aktorom, w tym wypadku amatorom, udało się na kameralnej scenie pod Warszawą przygotować przedstawienie gorące od emocji, jednocześnie śmieszne, smutne i wzruszające, w dodatku nie gubiące tego wszystkiego, co stanowi o dramaturgicznym fenomenie dyrektora teatru w Jekaterynburgu .
Nikołaj Kolada to bez wątpienia jeden z najpopularniejszych współczesnych dramaturgów rosyjskich, którego spektakle utrzymują się w repertuarze polskich teatrów przez wiele lat. Autor „Martwej królewny”, Procy” czy „Merylin Mongoł” nie dość, że jest twórcą niezwykle płodnym, to zdążył już wychować pokolenie młodych pisarzy, takich choćby jak Jarosława Pulinowicz, Wasilij Sigariew, Oleg Bogajew czy Władimir Zujew, odnoszących już nie mniejsze sukcesy od ich nauczyciela. Można powiedzieć, że „Baba Chanel” ogniskuje w sobie wszystko to, co charakteryzuje przyjęty przez Koladę styl pisania. Nie jest on dla reżyserów prosty, bo łatwo jest się poddać w poszukiwaniu interpretacyjnych tropów pokusie zagrań farsowych, które zniweczą narracyjną wielopłaszczyznowość i pozbawią widza empatii wobec prezentowanych przez protagonistów życiowych ścieżek. Michalska na szczęście w taką pułapkę nie wpadła i skonstruowała spektakl, w którym losy bohaterek od początku do końca są dla nas ważne i istotne, a nie obojętne. Członkinie zespołu pieśni i tańca Olśnienie w kreacjach nadarzyńskich aktorek to kobiety z krwi i kości, prawdziwe, naturalne, kolorowe, jeszcze pełne wigoru i temperamentu, potrafiące pokazać nie tylko radość z odniesionego sukcesu (dziesięć lat pracy w zespole), podważanego przez ich szefa Siergieja (Marek Rejnowicz gra jego dwulicowość z dużą swobodą i wdziękiem), ale i wszystko to, czym ich wspólny wysiłek jest okupiony. W trakcie uroczystego jubileuszu, mocno na bankiecie zakrapianego alkoholem (znakomita Teodozja Piotrkowicz w roli nie wylewającej za kołnierz i udającej śmierć Kapitoliny Pietrownej), ujrzymy także całą ich samotność, odtrącenie i cierpienie, towarzyszące ich codziennemu życiu. Być może właśnie dlatego bywają wobec siebie czasami konfrontacyjne, cyniczne czy napastliwe. To, co zaskakuje w tym spektaklu najbardziej, przynależy do świetnie obsadzonych aktorek nadarzyńskiego teatru, które prowadzą dialog tak swobodnie i wiarygodnie, jakby były zawodowymi aktorkami. Potrafią siebie słuchać, reagować na każde sceniczne działanie, budować sytuacyjne napięcie, do tego wiedzą, jak wykorzystać pauzę, by podnieść temperaturę zapisanych w linii fabularnej wydarzeń. Nie jest im łatwo, bo publiczność oglądająca przedstawienie zna aktorki prywatnie i bez problemu reaguje śmiechem na co zabawniejsze kwestie czy zachowania. Wygrywa jednak aktorska dyscyplina, świadomość zastosowanej konwencji i tego, co robimy i po co jesteśmy na scenie. Dlatego żadnego grania pod tzw. publiczkę tutaj nie zobaczymy, tak samo jak żadnej prywatności, a każdy żart czy dowcip ma swoją kulminację i wyraźną pointę. Widać, że Michalskiej w prowadzeniu aktorek zależało na wywołaniu nie tylko śmiechu, ale też współczucia i tolerancji dla kobiet, których portrety pokazuje Kolada. To wielki walor nadarzyńskiej realizacji, która udanie wystrzegając się banalności, staje się bolesną metaforą świata i pozwala nam samym przyjrzeć się niczym w lustrze.
Katarzyna Krysik (Sara Abramowna), Danuta Woźniak (Irada Siemionowna) i Katarzyna Akram (Tamara Iwanowna), razem z już wcześniej wspomnianą Teodozją Piotrkowicz, starają się w swoich rolach pokazać, jak wielką cenę mogą zapłacić za to, że staną się bezużyteczne, że zostaną odstawione na boczny tor, że będą tylko tłem i jakie to będzie miało konsekwencje – nie tylko zresztą artystyczne. Nie mniej ważna jest w ich życiu miłość, co fantastycznie widzimy w scenie z harmonistą, którego wszystkie kochają, a który zdecydował się na odejście z zespołu i karierę u boku młodszej koleżanki Rozy Nikołajewnej (zbudowana na kontrze do pozostałych pań rola Anny Balsam). Na szczęście chórzystki z Olśnienia bardzo szybko z tej porażki się otrząsną, zbiorą siły na kolejne działania, a za sprawą Kapitoliny spojrzą też inaczej na śmierć, która choć każdemu człowiekowi pisana może przynieść wytchnienie i dać ukojenie.
Warto jeszcze wspomnieć o pięknie wydanym programie do spektaklu (to nawet w zawodowych teatrach dzisiaj rzadkość), w którym można przeczytać historię NOK!Teatru, a także znaleźć biogramy autora, reżysera, scenografa (Jolanta Nałęcz Jawecka) i występujących aktorów. To w nim możemy również przeczytać, że „Baba Chanel” w Nadarzynie to „projekt międzypokoleniowy – najmłodsza aktorka ma 31, najstarsza… 70+”. Dlatego warto ten projekt wspomagać i propagować, by pokazać innym, jak ludzie niezależnie od wieku mogą cieszyć swoim życiem, realizując się także w teatrze.