Recenzje

Śledztwo dla rozrywki

Karolina Morawiecka: Morderca na plebanii, czyli klasyczna powieść kryminalna o wdowie, zakonnicy i psie (z kulinarnym podtekstem). Lira, Warszawa 2019 – pisze Izabela Mikrut.

Od ploteczek na herbatce do rozwiązywania sprawy morderstwa – pani Karolina Morawiecka prowadzi bujne życie towarzyskie. Co prawda nie uważa, żeby któraś z nowo poznanych kobiet dorównywała jej intelektem czy bystrością, ale dla dobra sprawy może się poświęcić i trochę poudawać. Zresztą całkiem sprytnie prowadzi do zdobywania coraz to nowych informacji, które mają wpływ na ocenę wydarzeń. Wszystko zaczyna się z chwilą śmierci pani Marty – schorowana kobieta rozstała się ze światem i miesza zza grobu: znajduje się bowiem list, w którym pani Marta odwołuje się do morderstwa sprzed lat. Karolina Morawiecka uważa, że „kochanej pani Martusi” ktoś pomógł pożegnać się z życiem. Zaczyna więc szukać wiadomości na ten temat. Na policję nie ma co liczyć – śledczy zdecydowanie odcinają się od amatorskich pytań. Ale w kontaktach towarzyskich Karolina Morawiecka dawno osiągnęła mistrzostwo – nie spocznie, dopóki nie rozwiąże kolejnej zagadki.

Rzadko w literaturze kryminalnej spotyka się taki obraz detektywa. Nawet jeśli wziąć pod lupę „babskie” opowieści wzorowane na Joannie Chmielewskiej – z naiwnymi narratorkami na pierwszym planie – mało co byłoby w stanie przebić portret Karoliny Morawieckiej. Starsza pani, stateczna wdowa po aptekarzu, która lubi dobrze zjeść (uwielbia gotować, ale ciasta jej nie wychodzą, do czego nie może się przed innymi przyznać), uwielbia wściubiać nos w cudze sprawy. Nie ma co ukrywać – jest po prostu wścibska, ale uprzejmość i dobre wychowanie osób w jej otoczeniu nie pozwalają na wytknięcie tego faktu. Wydaje się bohaterce, że doskonale maskuje swoje rzeczywiste intencje – jednak za sprawą przerysowania stają się one oczywiste dla postronnych – i stanowią źródło komizmu. Pani Karolina Morawiecka jest karykaturą samej siebie, to postać, z jaką czytelnicy niewątpliwie mieli szansę się zetknąć we własnym otoczeniu. Celna charakterystyka to podstawowe źródło śmiechu w tej książce. Tak samo jak w przypadku siostry Tomaszy, zakonnicy o feministycznych poglądach – ta jest z kolei głosem intelektu i rozsądku, uzupełnia więc śledztwo o cechy, których brak Morawieckiej. Między tymi bohaterkami bez przerwy iskrzy, co sprawia, że opowieść będzie bawić.

Czasami jednak Karolina Morawiecka – tym razem autorka – przesadza z ironią w narracji. Sprawia, że opowieść przestaje być przezroczysta, zamienia się natomiast w zestaw prześmiewczych odbić i nie do końca czytelnych dygresji. Potrafi autorka trochę zmęczyć odbiorców dalekim od transparentnego stylem opowiadania. Ekwilibrystyka stylistyczna, chociaż bardzo pasuje do kreowanych postaci i do motywu przerysowania – odwraca uwagę od bohaterek i ich działań, czasami niepotrzebnie. Owszem, Karolina Morawiecka może dzięki temu zapisać się w świadomości czytelników, ale czasami wydaje się, że w ten sposób zdradza raczej niepewność warsztatową niż świetne opanowanie sztuki narracji. Śmiech bezpośrednio w tekście zamienia się w pewną słabość i nie wszystkich przekona. A szkoda, bo książka okazuje się naprawdę udana (nie można tego powiedzieć o korekcie, litości, „stróżka” i „strużka” mają kompletnie inne znaczenia i jeśli komuś spływa „stróżka” potu, to można się zacząć o niego poważnie martwić. I o stróżkę też). Kto lubi smakowite i przeplotkowane powieści z posmakiem kryminalnym, ten powinien sprawdzić, co dwie Karoliny Morawieckie – autorka i bohaterka – mają do zaoferowania. Tu wszystko, co się dzieje, podporządkowane jest śmiechowi – i bardzo dobrze.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,