Piotr Świątkowski: Sprawa Floriana Kniotka. Vesper, Czerwonak 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Niby mogłaby ta publikacja – bardzo rozbudowana pod kątem narracyjnym powieść – trafić zwłaszcza do tych czytelników, którzy zaczytywali się w odrobinę siermiężnych kryminałach – masówkach z początku II połowy XX wieku. Niby mogłaby przekonać czytelników, gdyby nie natrętna ideologizacja. Chociaż Piotr Świątkowski w snuciu relacji daje sobie radę, to już w przesłaniach szybko zacznie czytelników męczyć. Przynajmniej tych czytelników, którzy mają dość politycznych przepychanek, walki na teczki i wypominanie przeciwnikom politycznym niechlubnej przeszłości.
Dla tego autora rzeczywistość jest czarno-biała. Zarówno w odległych już opowieściach: albo ktoś był w SB (względnie zdecydował się współpracować i donosić na innych, bez względu na to, czy rzeczywiście mógł albo chciał w ten sposób komuś zaszkodzić), jak i w teraźniejszości – w pierwszych dekadach XXI wieku (tutaj albo ktoś jest pisowcem, albo nie jest). Nie ma innych czynników, które pozwalałyby oceniać bohaterów – wszystko zostaje jednoznacznie wyjaśnione, wskazane, nazwane i ocenione. Odbiorcy nie dostaną nawet cienia szansy na samodzielną ocenę sytuacji, skoro przedstawia się im wyłącznie takie kryterium. Oznacza to, że Piotr Świątkowski świadomie bardzo mocno zawęża sobie krąg odbiorców – do tych, którzy lubią zagłębiać się w lekturę materiałów udostępnionych przez IPN. Nawet gdyby ktoś chciał pójść w ślady bohaterów i zabawić się w śledztwo – znajdzie w ramach dialogów postaci wskazówkę, jak to zrobić (a i zapewnienie, że to możliwe). Co ciekawe, w tym wszystkim pojawiają się też bohaterowie, którzy nie zamierzają babrać się w brudach przeszłości. I ci… wybierają kariery nauczycieli, uczą w szkołach historii (zadziwiająco daleko udaje się im uciec od dyskursu na temat minionych wydarzeń, naprawdę…).
Piotr Świątkowski prezentuje w tomie doświadczenia księdza Floriana Kniotka. Na przykładzie tej kryształowej postaci odbiorcy sprawdzają techniki działania ubeków, postawy, zgodnie z którymi można wybrać tylko jedną właściwą drogę (nawet jeśli w grę wchodzi możliwość pomocy bliskim). W fabule znalazło się mnóstwo miejsca na cytowanie raportów i notatek służbowych, dokumentów, ale też… opracowań na temat tajnych współpracowników (Wikipedia niekoniecznie jest w tym wypadku źródłem, które wydaje się odbiorcom wiarygodne). Pisze Świątkowski tak, żeby odwzorować klimat ledwo uchwytnej grozy, pokazuje zasady funkcjonowania UB (i postawy społeczeństwa wobec mundurowych). Bardzo zależy mu na nakreślaniu klimatu i na proponowaniu odbiorcom aż przesadnie szczegółowej narracji. To trochę tak, jakby próbował czytelników do siebie przekonać rzetelnością – zapomina natomiast o rozrywkowych aspektach książki, traktuje śmiertelnie poważnie kwestię, która odbiorców w pewnym momencie po prostu musi przytłoczyć. Florian Kniotek – nawet jako ideał – nie będzie tu istotny, tu liczy się rozprawianie się z polityką. A to niekoniecznie temat na dobrą lekturę – ideologizowanie potrafi zepsuć najlepszy nawet pomysł. Tu tego pomysłu nie ma.