Maya Hanisch: Tak wiele rzeczy. So many things. Nasza Księgarnia, Warszawa 2020 – pisze Izabela Mikrut.
Maya Hanisch wpadła na pomysł rewelacyjny w swojej prostocie i znakomicie go zrealizowała. Książka „Tak wiele rzeczy. So many things” jest wielkim picture bookiem, który zachwyci nie tylko najmłodszych – pozwala bowiem poszerzać słownictwo i jednocześnie uczyć się języka obcego. Tom stanowi przegląd haseł zgromadzonych wokół najbardziej charakterystycznych dla dziecięcych zainteresowań i obserwacji tematów. Każda rozkładówka jest tutaj osobnym zagadnieniem i wiąże się z wyliczaniem przedmiotów kojarzonych (i niekojarzonych) przez małych odbiorców. Za każdym razem autorka proponuje dwa zdania wprowadzenia w zagadnienie (zdania od razu tłumaczone są na angielski) i całą stronę rysunków. Przy każdym przedmiocie przedstawionym w książce znajdują się dwa podpisy – jeden to nazwa po polsku, drugi – po angielsku. I w ten banalny wręcz sposób może Maya Hanisch – wespół z wydawcą – zajmować się rozwijaniem wyobraźni i słownictwa najmłodszych. Słownictwa – wiadomo. Co do wyobraźni – niektóre maluchy będą zaskoczone, jak wiele przedmiotów kojarzonych z danym tematem można znaleźć. Co więcej, zdarzają się tu pozycje, które zadziwią nawet dorosłych – i to w różnych kategoriach tematycznych.
Wśród zagadnień, do których autorka się odwołuje, są sporty, geografia, pobyt na wsi, w mieście lub na plaży, rzeczy znajdujące się w domu, elementy garderoby, zjawiska pogodowe, to, co można znaleźć w ogrodzie. Osobną kwestię stanowią posiłki: zostały podzielone na dania świata, na to, co kupuje się w supermarkecie czy na przedmioty z targu. Istnieje dział odnoszący się do świętowania i zabawy – tak, żeby ciągle zachęcać najmłodszych do śledzenia publikacji. Oczywiście nie zabraknie tematów zwierząt, ptaków czy kwiatów. Umiejętnie przeplata autorka tematy, które po prostu musiały się w takiej książce znaleźć, z tymi, które być może nie zainspirowałyby maluchów, a mają znaczenie przy przygotowywaniu dzieci do życia w społeczeństwie. Dobór zagadnień sprawia, że książka szybko się nie znudzi, nawet jeśli monotonna jest jej forma. Czytanie „słowniczka” dawno nie było tak przyjemne: tu rozbudza się ciekawość, by następnie ją zaspokajać przez szereg ciekawych przykładów.
Co ważne, wśród tych przykładów nie ma infantylizowania. Zdarza się, że autorka wymienia coś, co nie mieści się w zwyczajowych lekturach lub świadomości małych odbiorców: dzieci dowiedzą się między innymi o istnieniu pełzacza czy parecznika, w dziedzinie dań poznają ceviche czy karczocha. Również przedszkolne lekcje angielskiego zostaną poszerzone o rzadko spotykane nazwy – dzieci dowiedzą się, jak nazywa się lotka do badmintona, jedwabna apaszka, pachołek drogowy, albo kolejka linowa. Nielinearny charakter tomiku sprawia, że lektura przebiega dynamicznie: dzieci mają wrażenie odkrywania cały czas czegoś nowego, mogą wskazywać określone przedmioty, wyszukiwać coś, co znają lub to, co jest dla nich całkowicie egzotyczne. Sposobów korzystania z tej książki jest wiele, ale ciekawe świata maluchy skorzystają na lekturze bardzo – warto podsunąć im takiego picture booka i zachęcić do poznawania haseł w obu językach.