John Bateson: Sprawa dla koronera. Znak, Kraków 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Samobójstwa, zabójstwa niemowląt, zwłoki poćwiartowane i znajdowane w torbach. Psychopaci, seryjni mordercy, działający w afekcie. Trupy znajdowane błyskawicznie i te, których tożsamość na wiele lat pozostaje ukryta. Każdy rozdział tomu “Sprawa dla koronera” przynosi inne zagadnienie, jest jednocześnie podejrzeniem kulis wybranej sprawy kryminalnej – ale też i reprezentantem większej całości tematycznej, tak, żeby uświadomić czytelnikom specyfikę pracy w ciągle jeszcze mało znanym zawodzie. Taki tom – z gatunku non fiction – wpisuje się znakomicie w popularność rozmaitych seriali kryminalnych oraz thrillerów czy kryminałów noir i na dobrą sprawę staje się przeglądem tematów do historii sensacyjnych – ale został przygotowany pod kątem omawiania doświadczeń koronera i jako taki będzie na rynku funkcjonować.
Odbiorcy podążają tu za Holmesem od początku jego kariery (a właściwie od momentu wyboru zawodu – bo przecież trzeba się zastanowić, kto nadaje się do pracy i jaki powinien mieć charakter, co go czeka i na jakie wyzwania powinien się nastawić ewentualny chętny). Holmes opowiada o swoich “przypadkach”, o sprawach, które rozwiązywał dawniej razem ze “swoimi” śledczymi (bo koroner pracuje zwykle z kilkoma przedstawicielami służb śledczych i uczy się z nimi porozumiewać), przedstawia czytelnikom rozmaite aspekty zawodu. Oczywiście dostarcza też pożywki rozrywkowej, to bardzo ważna strona obszernej i mocno szczegółowej książki – nawet jeśli ma się w pamięci, że opowieść dotyczy prawdziwych śledztw i wiąże się z ludzkim cierpieniem oraz dramatami rodzin – zostaje przefiltrowana przez literaturę i tak będzie przez odbiorców postrzegana.
Wszystko zostaje zaprezentowane w sposób umożliwiający czytelnikom przejście drogi śledczych. Punktem wyjścia są znalezione zwłoki – jeśli rzecz dotyczy pojedynczego przypadku, który nie daje się uogólnić i wpisać w szerzej zakrojone poszukiwania – albo charakterystyczne miejsce lub sposób działania – jak w opowieści znad “Mostu Samobójców”: tutaj ofiary są nieco bardziej anonimowe, nie liczą się pojedyncze przypadki a powtarzalność zachowań. Holmes opowiada, na czym polegały jego zadania, przechodzi do komentowania wydarzeń i do poszukiwania przesłanek pozwalających dowiedzieć się, co naprawdę stało się na miejscu zbrodni. Czasami zahacza o rozmowy z bliskimi, o poszukiwanie ofiary czy o konsekwencje morderstwa, jednak dla odbiorców najważniejsze będzie przeprowadzenie historii przez kolejne tropy aż po rozwiązanie zagadki. To zapewnia zatrzymanie uwagi czytelników na książce – a fakt, że każdy rozdział jest zamkniętym tematem, osobną sprawą, umożliwia nielinearne czytanie (chociaż i tak, kto wciągnie się w tę relację, nie będzie już wybrzydzać, nawet mimo momentami mocno naturalistycznych opisów). Na bazie każdej z tych historii udałoby się stworzyć osobną powieść, tu jednak liczy się zwięzłość i konkrety – nie ma czasu na niekończące się przypuszczenia. Znajduje się za to możliwość wplecenia elementów reportażu – żeby lepiej czytało się odbiorcom kolejne opowieści.
Książka przybliża zawód koronera, ale jest też przeglądem – dość ponurym – ludzkiego dążenia do destrukcji. To – na marginesie prezentowania fachu – opowieść o zbrodniach i niebezpieczeństwach, o umysłach psychopatów i o tym, że w zadawaniu cierpienia ludzie nie mają sobie równych.