Wywiady

Śmiertelnie nudne życie

Izabela Mikrut rozmawia z autorką serii „Kryminał pod psem” Martą Matyszczak i Guciem, pierwowzorem książkowego bohatera.

Sztajgerowy Cajtung: Guciowi nie znudziło się jeszcze pisanie? Psy rzadko współtworzą [ja tam uważam, że Gucio sam tworzy, dopisek: Pies Ogrodnika] powieści kryminalne.

Marta Matyszczak: Przed Guciem jeszcze niejedna zagadka kryminalna do rozwiązania, tak, że nie ma czasu na nudę. W najnowszym tomie swoich przygód pod tytułem Trup w sanatorium jedzie wraz ze swoim panem, prywatnym detektywem Szymonem Solańskim oraz dziennikarką Różą Kwiatkowską na wakacje do Świnoujścia. Niestety, nie jest im dane wypocząć, ponieważ w tytułowym sanatorium, w basenie solankowym zostaje znalezione ciało. Chorzowska trójca będzie więc musiała odnaleźć mordercę, zamiast wylegiwać się na plaży.

Gucio: Oczywiście, że to ja piszę. Masz dobrego nosa, Psie Ogrodnika.

Sz. C.: Kto w cyklu powieści o Róży i Szymonie jest najbardziej prawdziwy? [poza Guciem, oczywiście, Pies Ogr.]

M.: Książkowe postacie nigdy nie są odzwierciedleniem jeden do jednego prawdziwych osób. Powstają raczej jako mieszanka cech charakteru czy wyglądu tych, których znam albo po prostu podglądnęłam w tramwaju.

G.: Nie zapominaj o moim oprawcy!

M.: No tak, jest doktor Dłutko. To weterynarz książkowego Gucia, ale i tego prawdziwego (oczywiście nosi inne nazwisko, ale każdy, kto kiedyś odwiedził opisaną klinikę, będzie wiedział, o kogo chodzi). Pierwowzór doktora Dłutki na szczęście nie ma nic przeciwko temu, że został obsmarowany i wciąż możemy przekraczać progi przychodni.

G.: Sobie przekraczajcie. Beze mnie.

Sz. C.:  W kolejnych kryminałach pojawiają się charakterystyczne elementy kultury na Śląsku: jest Teatr Śląski, Teatr Korez, Miuosh… Ale nie ma Marty Matyszczak, czy jest szansa, że się pojawi? [Wystarczy Gucio!, Pies Ogr.]

M.: Zgodzę się tu z Tobą, Psie Ogrodnika. Jeszcze tego by brakowało, żeby pisarka opisywała samą siebie! Zazwyczaj życie autora jest śmiertelnie nudne: polega na spędzaniu długich godzin przed komputerem i wykańczaniu kolejnych klawiatur poprzez stukanie w nie z szybkością karabinu maszynowego, więc o wiele ciekawiej będzie dla czytelników, jeśli pozostaniemy przy relacjonowaniu przygód Gucia.

G.: Niech będzie. Ale dawaj tantiemy!

Sz. C.: Szczegółowość w topografii miast służy temu, żeby odbiorcy mogli sobie powędrować śladami bohaterów, czy pomaga w wyobrażaniu sobie akcji? [My, psy, nie mamy takich dylematów, Pies Ogr.]

M.: Sama, jako czytelniczka, sięgam po kryminały między innymi dlatego, że znakomicie opisują one, jak mało który gatunek literacki, zastany świat: jego tło społeczne, kulturowe, czy właśnie chociażby geograficzne. Spędziłam niejedną noc z powieścią Iana Rankina w jednej ręce i mapą Edynburga w drugiej, śledząc na niej poczynania inspektora Johna Rebusa. Jeśli więc moi czytelnicy w podobny sposób będą chcieli odkrywać odwiedzane przez bohaterów „Kryminałów pod psem” miejsca, to będę się cieszyć.

G.: Ja, ze względu na brak tylnej lewej łapy, poproszę o podwózkę zamiast tego szlajania się piechotą. Może być nawet tą należącą do mojego pana zdezelowaną skodą fabią.

Sz. C.: Czy zdarzyło się, że jakiś fragment książki wywołał pozytywne pozaliterackie efekty? Czy ci, na których satyra znajdzie się w książce, po prostu nie czytają, więc pomysły satyryczne służą wyłącznie rozrywce? [My z Guciem czytamy. Pies Ogr.]

M.: Nikt mi jeszcze nie wysyłał pogróżek, więc trudno powiedzieć, czy „poszkodowani” nie czytają, czy po prostu mają poczucie humoru. Za to występuje odwrotna sytuacja: wiele osób widzi siebie w stworzonych przeze mnie postaciach i z dumą obwieszcza, że to one są pierwowzorami. Co nijak się ma do prawdy… Zwłaszcza Róża cieszy się w tym względzie dużą popularnością. Kandydatek na jej pierwowzór już się kilka znalazło.

G.: Niechby no kto spróbował się podszyć pode mnie! Gucio to ja i tylko ja!

Sz. C.: Ile przy zbieraniu materiałów do książki jest chodzenia i sprawdzania, czy wszystko się zgadza, a ile zmyśleń i liczenia na to, że czytelnikom nie będzie się chciało porównywać rzeczywistości z fikcją? [I czy Gucio przemierza takie trasy, o jakich opowiada?, Pies Ogr.]

M.: Piszę tylko o miejscach, które znam, które są mi w jakiś sposób bliskie. Przy Tajemniczej śmierci Marianny Biel Chorzów był więc naturalnym wyborem. Tu się urodziłam i znam każdy kamień. Jednak okazuje się, że czasem można się przeliczyć. W Strzałach nad jeziorem akcję osadziłam w Barlinku, gdzie mieszka moja rodzina, a ja w zasadzie każde wakacje w dzieciństwie spędzałam w tym pięknym miasteczku. Wydawało mi się więc, że żaden zakamarek nie jest mi obcy. Oddałam już książkę do redakcji, po czym pojechałam do Barlinka w odwiedziny. I co się okazało? Że dokładnie w tym miejscu, w którym wedle mojego opisu nie ma publicznej toalety, co jest pewnym problemem dla Róży, takąż właśnie w międzyczasie wybudowano. Szybko więc zabrałam się za poprawki. Researchu nigdy za wiele!

G.: Ja już swoje przeżyłem, byłem wszędzie, wszystko widziałem, nic mnie nie zaskoczy.

Sz. C.: Czy kusi Cię, jako pisarkę kryminałów, żeby się na kimś w tekście zemścić, albo żeby coś odreagować? [Wrr. Pies Ogr.]

M.: Dzięki temu, że sobie pomorduję na ekranie komputera, potem na co dzień mogę tak pozytywnie podchodzić do codzienności. Choć znów: nic w powieściach nie jest przekładane wprost z życia. Wydarzenia, które są moim udziałem, mogą jedynie stanowić jakiś drobny punkt startowy, od którego odbija się wyobraźnia i zaczyna tworzyć literackie światy.

G.: Ja osobiście chciałbym się kiedyś zemścić w powieści na doktorze Dłutce za to wbijanie mi w zadek igieł, ale chyba marne szanse na tę odrobinę sprawiedliwości.

Sz. C.: Czy bycie pisarzem odnoszącym sukcesy (bo przecież cykl „Kryminał pod psem” rozrasta się już chyba poza wyjściowe plany) coś Ci ułatwia, gdzieś otwiera drzwi? [Gucio reklamuje mieszkańców schronisk! Pies Ogr.]

M.: Nie za bardzo wiem, jakie by to miały być drzwi. Robię to, co lubię i cieszę się, że mogę. A to dzięki czytelnikom, którzy pokochali Gucia i spółkę i chcą czytać moje książki. Za to jestem bardzo wdzięczna.

G.: Ja czerpię z mej literatury konkretne korzyści. Skoro mam okazję, to złożę publicznie oświadczenie majątkowe: otóż, już nie raz i nie dwa zostałem obdarowany przez czytelników kiełbasą śląską. Nie narzekam zatem.

Sz. C.: Jak się motywujesz do pracy? [Kości, kości i inne przysmaki. Inaczej nie warto. Pies Ogr.]

M.: Najlepszym motywatorem jest zbliżający się wielkimi krokami deadline. Gdy czas umyka, zakasuję rękawy i siadam do roboty. Pocieszam się też, że jak już skończę, wreszcie będę mogła przeczytać te wszystkie książki, które układają się w stosy przypominające wieżę Eiffla.

G.: Albo kiełbasa śląska, albo nie mamy o czym gadać.

Sz. C.: Kawiarenka Kryminalna organizuje nietypowe akcje promujące czytelnictwo… [nie tylko wśród psów!, Pies Ogr.]

M.: Nie tylko piszę kryminały, ale też kocham je czytać. A w zasadzie kolejność była taka, że uwielbiałam kryminalne lektury i dlatego sama spróbowałam swoich sił w tym gatunku. I tę kryminalną miłość przelewam właśnie na swoim portalu, dzięki któremu mogę spotkać, chociażby wirtualnie, wiele osób o podobnych zainteresowaniach. Dyskutujemy więc o książkach, wymieniamy się najnowszymi informacjami na ich temat.

G.: A ja tam pełnię funkcję Przewodniczącego Komisji Kontroli Gier i Zakładów. Znaczy, dowodzę działem z konkursami. Przekupny nie jestem, ale kiełbasę śląską lubię. Podać adres?

Sz. C.: Dla kogo piszesz? To znaczy: kogo sobie wyobrażasz w trakcie tworzenia kolejnych scenek? [Gucia! Pies Ogr.]

M.: Nie tworzę z myślą o konkretnej grupie odbiorców. Myślę, że wyszłoby to sztucznie, a czytelnik zaraz by taki fałsz wychwycił. Piszę tak, jak mi w duszy gra. Gdyby przełożyć to na zmysł smaku, wyszłoby słodko-gorzko. W swoich książkach staram się równoważyć elementy komediowe tymi poważnymi. Poza tym zgadzam się z Johnem Cleesem, który w swojej autobiografii napisał, że u podstaw każdej komedii kryje się tragedia. I rzeczywiście, by zabawna historia mogła przemówić do czytelnika, musi opowiadać o jakimś prawdziwym problemie, z którym możemy się utożsamić.

G.: Ja, gdy piszę, myślę o kiełbasie śląskiej.

Sz. C.: Co to za koty na Twoim facebookowym profilu??? [Pies Ogr.]

M.: Przyplątała się do nas ciężarna kotka. Co więc było robić? Wpuściliśmy ją pod dach i po paru tygodniach zjawiły się u nas cztery kocimoczki. Teraz szukamy dla nich dobrych domów. W głębi serca jestem psiarą, ale muszę przyznać, że te maluchy są słodkie.

G.: Bez komentarza!

Sz. C.: Czego spodziewać się po „Trupie w sanatorium” [poza trupem w sanatorium, Pies Ogr.]

M.: Wszystko się zgadza, tytuł nie jest przekłamaniem: będzie trup i będzie sanatorium. W uzdrowisku w Świnoujściu zostaje znalezione ciało pewnej kuracjuszki. Solański przerywa urlop i bierze się za bary ze śledztwem. Podejrzani będą mu się pałętać pod nogami, a przy okazji trafi na dramatyczną historię, jaka rozegrała się gorącego lata 1977 roku podczas festiwalu Fama.

G.: Nadmienię, że beze mnie te dwie niemoty: Solański i Kwiatkowska, nie tylko w życiu by nie złapali mordercy, ale i nie trafiliby łyżką z  pomidorową do własnej buzi. Wydarzenia opisane w Trupie w sanatorium nie stanowią odstępstwa od reguły.


Tekst pochodzi z gazety festiwalowej Chorzowskiego Teatru Ogrodowego „Sztajgerowy Cajtung”.


Fot.: Damian Matyszczak
Komentarze
Udostepnij
Tags: ,