Brandon Mull: Baśniobór. Nowe przygody. Smocza Straż: Gniew Króla Smoków. Wilga, Warszawa 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Część odbiorców czyta powieści fantastyczne tylko po to, żeby tropić w nich obecność smoków – te baśniowe istoty rozbudzają wyobraźnię i są zawsze dowodem rozmachu twórczego autorów. Nic dziwnego, że kiedy w historiach pojawiają się smoki, twórcy próbują wskazać jak najwięcej cech indywidualizujących je: to gwarancja uznania odbiorców.
Brandon Mull, który popularność zyskał dzięki cyklowi Baśniobór, powraca do chwalonej serii – a właściwie proponuje jej kontynuację. Smocza straż to powieści dla młodych czytelników. Seth i Kendra zapewniają tu związek ze światem fantazji, ale prezentują też takie postawy czy cechy charakteru, które odbiorcom pozwolą dowiedzieć się czegoś o nich samych. W końcu Mull kieruje się do dzieci i musi znaleźć sposób na to, by na dłużej zatrzymać ich uwagę. Jednym z pomysłów jest rozwinięcie smoczej rzeczywistości. Do tego stopnia, że teraz to smoki chcą przejąć władzę, buntują się przeciwko obowiązującym zasadom i decydują na zemstę. Same w sobie smoki są intrygujące – Brandon Mull sugeruje, że każdy przedstawiciel tego gatunku ma szereg wyróżniających go ze stada umiejętności, magicznych talentów albo możliwości. Każdy smok też ma własny charakter – nie postępują według jasno określonych reguł, są nieprzewidywalne, a przez to równocześnie niebezpieczne i fascynujące. O ile Kendra potrafi ujarzmiać te bestie, nie boi się ich i nawet lubi, o tyle Seth nie wie, jak przewalczyć swój lęk. Próbuje ćwiczyć z zaprzyjaźnionym smokiem, ma w pamięci, że to przyjaciel, który przeobraził się, żeby pomóc – a jednak nie jest w stanie zwalczyć paniki. A przecież już niedługo trafi do miejsca, gdzie smoków będzie pod dostatkiem…
Drugi tom cyklu Smocza straż, „Gniew Króla Smoków” oznacza kolejną niebezpieczną misję. Bohaterowie zostają bardzo ciekawie – wręcz komputerowo – wyposażeni w rozmaite magiczne artefakty – będą mogli zrobić z nich użytek w odpowiednim momencie. Jednak żadne czary nie zastąpią umiejętności, współpracy i logicznego myślenia. W tej książce bardzo szybko pojawią się poważne niebezpieczeństwa, walki i potyczki – sam motyw strachu przed smokami odgrywa ważną rolę, ale autor chce publiczność przyciągnąć widowiskowymi akcjami, a nie przewalczaniem kompleksów postaci: praca nad charakterem w wykonaniu bohaterów to jedynie dodatek do opowieści.
O ile w cyklu Baśniobór Brandon Mull proponował dzieciom narrację prowadzoną zamaszyście, „wielką”, wypełnioną opisami i pomysłami, o tyle w kontynuacji bestsellerowego cyklu wydaje się bardzo odtwórczy i właściwie bezradny w obliczu fantazji. Nie rozwija charakterystyk postaci, skupia się na samej fabule (co daje efekt gry komputerowej), a bieg wydarzeń szkicuje przede wszystkim za sprawą niekończących się dialogów. To trochę może rozczarowywać, bo sprawia wrażenie, jakby chciał Brandon Mull odcinać kupony od czegoś, co zapewniło mu sławę – nie mając jednak czytelnikom nic ciekawego do zaoferowania. Owszem, pisze dla młodej publiczności – ale kontrast między cyklami okazuje się spory. Tutaj Brandon Mull nie rozwija warstwy opisowej, unika szukania plastyczności narracji, zadowala się jedynie sygnałami magii. Nie zabiera natomiast czytelników do wyimaginowanego świata.