O spektaklu „Tramwaj zwany pożądaniem” Tennessee Williamsa w reż. Małgorzaty Bogajewskiej w Teatrze Ochoty im. Haliny i Jana Machulskich w Warszawie pisze Karol Mroziński.
W dobrej grze, takiej jak brydż, potrzebny jest kwadratowy stół i talia kart. Sztuka aktorska w wielu założeniach taką rozgrywkę przypomina. Dama. Walet, Joker i Król posiadają zamiary nieodgadnione aż do końca. Kombinowanie, udawanie, ukrywanie – to elementy obu tych gier. Teatr Ochoty doprowadził swoją drużynę do absolutnej perfekcji, dlatego zamiast spoilerować o czym jest najnowszy spektakl lepiej dla recenzenta i widza wyjaśnić, jak fantastycznymi metodami został zrealizowany, zachowując całą głębię tekstu i trudność podjętych tematów.
Zazwyczaj określenie aktor kojarzy się z kimś kto działa odtwórczo: słowem, gestem, mimiką. Reżyser natomiast jest opiekunem całości przedsięwzięcia, to on wybiera często danego autora i to w jaki sposób tekst zostanie przeniesiony na scenę. Ten konkretny przypadek okazał się szlachetnym wyjątkiem, kiedy to próba teatralna zmieniła się w spotkanie ludzi sztuki chcących nie tylko urealnić słowa dramatopisarza w przestrzeni sceny, ale i dodać coś twórczego od siebie.
„Tramwaj zwany pożądaniem” tylko z pozoru ma charakter przypowieści, mechanizmy kierujące bohaterami są jakby żywcem wyjęte z prawdziwego życia, a przecież ono pisze najlepsze scenariusze. Między innymi o negatywnej wytrzymałości człowieka, podtrzymywanej w sposób sztuczny cierpliwości, która bardziej szkodzi niż pomaga.
Jak długo bowiem kobiety mogą brnąć w pewne wyuczone kulturowo zachowania? Czy mężczyźni na serio są tacy niewzruszeni i silni? Powiedzenie że wszystko ma swój czas, nabiera tutaj zupełnie nowego znaczenia i ukazuje, że człowiek jako taki potrzebuje wsłuchiwać się w swoje własne potrzeby bez względu na to, czy jest kobietą czy mężczyzną. U Tennessee Williamsa historia działa jak zwierciadło, w którym bardzo wyraźnie zobaczyć można proste marzenia kotłujące się co chwila z brakiem ufności we własne możliwości. I kiedy już jesteśmy prawie przekonani, że zostanie podjęta decyzja, bohaterowie owładnięci siłą rzeczywistości, jednak składają broń i godzą się na to, co byłoby do uniknięcia jeszcze przed sekundą.
Stereotypy determinujące nas zbyt długo sprawiają, że nawet najszczersza chęć zmiany na leprze może okazać się rodzajem farsy czy groteski. Dobrą ilustrację tego zjawiska stanowi jedna z par. Dama z wyższych sfer zakochana prawdziwie w zwykłym robotniku ma problemy z przyznaniem się do tego uczucia. Miota się w swoich wyznaniach raz zwierzając się, niczym naiwna nastolatka, a raz ośmieszając swojego wybranka w oczach innych. Tak wiele ich dzieli, ale oboje zdają się być na tym samym poziomie emocjonalnym. On przecież też nie pozostaje jej dłużny. Na swój sposób dorasta, pozostając jednocześnie dzieckiem. Obiektem jego westchnień jest przecież ukrywająca przeszłość prostytutka. On, wychowany i mieszkający do tej pory z matką, również targany jest brakiem umiejętności podjęcia jakiejkolwiek decyzji. Kiedy dochodzi w końcu do skonsumowania tej toksycznej relacji sama scena aktu jest czymś innym dla każdej ze stron. Następuje połączenie, ale tylko fizyczne, umysły kochanków zdają się od siebie oddalać. Dla niej jest to moment szczerości, jeden z nielicznych na jaki pozwoliła sobie w życiu, dla niego to inicjacja przejście ze stanu chłopca w stan mężczyzny. Niestety już w chwili współżycia wiadomo jaki będzie tego koniec. Kobieta, udająca silną, nie znajdzie w sobie odwagi na odmianę życia. Doświadczenie zebrane po latach działa na nią jak narkotyk. On nawet by chciał coś zmienić, ale jako ten oszukany zamierza wymierzyć jej karę, bez względu na to czy dotknie ona również i jego. On sam również jest naznaczony przez swoją bliskość z matką. To dlatego ostatecznie podejmuje decyzję, tyle że, niestety, bardzo dziecinną.
„Tramwaj zwany pożądaniem” to obranie kursu na szczerość. Tylko walka samego ze sobą jest coś warta. Czym skutkują wieczne ucieczki od sumienia człowieka? Tennessee Williams dotkliwie odpowiada na kilka pytań. Księżniczki wcale nie posiadają Pałaców. Samce Alfa nie pomagają swoim kobietom. Przyjaciele pozostają z nami tylko do pewnego czasu. Niedojrzali chłopcy już zawsze mogą męczyć się z poczuciem niedopasowania rzeczywistości do sposobu, w jakim zostali wychowani. Brzmi znajomo? A która z tych postaci przeraziła Cię najbardziej?
Spektakl w Teatrze Ochoty działa na emocje nie tylko na płaszczyźnie tekstu. Ten został potraktowany jedynie jako punkt wyjścia do oryginalnych, jak zawsze w tej placówce, sposobów inscenizacji. Sztuczność, udawanie, brak szczerości ukazane zostały w kontekście symboliki sprytnie zaprojektowanych kombinezonów. Widz dopiero po pewnym czasie jest w stanie zorientować się, iż nagość wychodząca spod prysznica, garnitur czy koszula to sprytnie wkomponowany element. Podobnie jak w karcianej grze także i tu gra aktorów pokazana jest z czterech stron, eksponowanie postaci zdaje się być jeszcze bliższe niż do tej pory. Każdy z bohaterów ma specjalnie zarezerwowane miejsce na widowni. Przyjaciel domu po lewej, Głowa rodziny na przeciwko, Pani Domu po Prawej. Wisienką na torcie okazuje się sprytnie rozegrana funkcja narratora. W literaturze papierowej jest on wszystkowiedzącym przewodnikiem. Dla odbiorcy literatury widzianej w teatrze postanowiono z niego zakpić w iście poetycki sposób. Jego kwestie będące opisem rzeczywistości sztuki na scenie jawić się mają jako brak poparcia i ruchu. Piękno wymowy, tyle że bez użycia słów.
fot. Artur Wesołowski