Agata Przybyłek: Masz wiadomość. Czwarta Strona, Poznań 2020 – pisze Izabela Mikrut.
To jest prawda, którą można znaleźć w absolutnie każdym poradniku kreatywnego pisania: bez cierpienia nie ma historii, która porwie tłumy. A Agata Przybyłek zamierza dostarczyć czytelniczkom opowieści bez dramatów sercowych (bo to, co znajduje się w ramie kompozycyjnej książki trudno za taki przyjąć, wydaje się dopisany na szybko i z konieczności). „Masz wiadomość” to książka stylizowana na idealny romans (i ugrzeczniona, jeśli wziąć pod uwagę tendencje rynkowe do erotyzowania narracji – tutaj matka zwraca się do córki, żeby opowiedzieć jej, że nigdy nie warto tracić nadziei na prawdziwe uczucie; przedstawia własny przypadek jako potwierdzenie).
Najpierw – przestroga przed toksycznym związkiem. Julia traci sporo czasu na Norberta. Rozstaje się z nim i schodzi z powrotem, pozostaje przez kilka lat w związku, który nie rokuje. Apogeum nieporozumień ma być sytuacja ze ślubem: dziewczyna marzy o kameralnym obiedzie dla małego grona bliskich, rodzina Norberta – a zwłaszcza niedoszła teściowa – upiera się przy wielkiej fecie. Dochodzi do zerwania, więc Julia rozpacza – a jej przyjaciółka, Alicja, radzi, by bohaterka zarejestrowała się na portalu randkowym i tam poszukała nie tyle nowej miłości, co znajomości z ciekawymi ludźmi. Reklamuje ów portal zacięcie, rozbijając kolejne wątpliwości Julii. I tak Julia trafia na Adama – wybiera go ze względu na nick (w ogóle w kwestii nicków Agata Przybyłek zachowuje się jak nastolatka, nadaje im więcej emocjonalnych znaczeń, niż to konieczne w narracji). Spora część książki jest rejestrem wymiany wiadomości, jakie wysyłają do siebie poznający się przez internet młodzi ludzie. Adam to były perkusista, aktualnie rozwijający kable w filharmonii (chce Przybyłek oryginalnego zajęcia dla bohatera, ale przydałoby się przynajmniej odrobinę zgłębić temat, bo inaczej rozśmiesza, chociaż może czytelniczkom tej powieści jej „wiadomości” wystarczą). Po rozstaniu ze swoją dziewczyną, dla której poświęcił wszystko, powoli wraca do życia i na studia. Julia pisze pracę magisterską, ale aktualnie nie może się skupić, bo jej myśli zaprząta ukochany. I tutaj pojawia się problem główny historii: Agata Przybyłek czeka ze swoimi bohaterami na kolejne wiadomości, sprawdza, jak będzie rozwijać się związek i z całej siły mu kibicuje. Do tego stopnia, że traci możliwość trzeźwej oceny sytuacji. Każe postaciom zachwycać się absolutnie każdą podawaną kwestią, wszystko pasuje i wydaje się skrojone na miarę. Żadnych rozterek, żadnych sygnałów ostrzegawczych, bohaterowie są dla siebie stworzeni, idealni i cukierkowi tak, że aż trudno to przetrawić. I może nawet dałoby się przyjąć taką konstrukcję świata przedstawionego, gdyby nie fakt, że autorka zachwyca się wykreowanymi postaciami – jej zadowolenie przebija się w opowieści i utrudnia zaakceptowanie sytuacji. To, że w narracji bardzo lubi przeskakiwać w obrębie jednego zdania między dwoma podmiotami, owocuje szeregiem zabawnych (lub doprowadzających do łez) nieporozumień – w samych dialogach z kolei (niekończących się) nie radzi sobie z nadawaniem wypowiedziom naturalnego kształtu. Nawet zwykłe zawołanie na obiad pobrzmiewa „książkowo” i nieprawdziwie. Jeśli doda się do tego kierunek akcji i jednoznaczność w uczuciach postaci – „Masz wiadomość” nie przekonuje.