Haruki Murakami: Śmierć Komandora 2. Metafora się zmienia. Muza, Warszawa 2018 – pisze Izabela Mikrut.
Komandor jest ideą – znienacka uwolnioną spod ziemi. Jako idea może przybierać różne postacie, funkcjonować na granicy snu i nieprawdopodobieństwa. Jako idea też może zamienić się w katalizator akcji – ma bowiem dostęp do wiadomości, które zmienią losy funkcjonujących w tej opowieści ludzi. Komandor jest niewysoki, ale ma posłuch. Zresztą jako idea dość mocno zadziera nosa, co zapewnia interesujące kontrasty w fabule. Ale Komandor będzie powracać całkiem często, raz jako „zjawa”, raz jako postać z obrazu. „Śmierć Komandora” jest przecież dziełem sztuki – Haruki Murakami bardzo chętnie przeplata wątek tworzenia i życia, powieść kreuje na kryminał: w pewnym momencie znika bez śladu trzynastoletnia Marie, dziewczynka, która wcześniej dała się poznać jako wyjątkowo bystre dziecko. Marie nie powinna wpaść w żadną pułapkę – ale pomoc dorosłych jest tu niezbędna, najwyraźniej bohaterka nie potrafi wrócić do domu. Na pewien czas postacie muszą się zatem oderwać od swoich spraw i całą energię przerzucić na poszukiwania związane z rozmaitymi wyrzeczeniami. Śledztwo amatorsko-oniryczne (bo z udziałem Komandora) stanowi ważną część osi fabularnej. Zagadka zniknięcia Marie angażuje czytelników. A przecież Murakami nie pisze po to, żeby dostarczyć prostej rozrywki. Owszem, jest to jeden z uroków tomu, jedna z płaszczyzn lektury – ale nie najważniejszy element opowieści.
Bohater tej historii zajmuje się – ujmując rzecz w dużym skrócie – cieszeniem się życiem. Czerpie przyjemność zwłaszcza z seksu. Jego „zamężna dziewczyna” zachwyca temperamentem – ale mężczyźnie zdarza się też na przykład fantazjować o byłej żonie. Cielesne uciechy powracają jak refren, ale autor unika skojarzeń z powieściami erotycznymi. Proponuje sceny bardziej wysmakowane, powiązane z filozofią życiową, a nie z uczuciami. W ogóle zresztą odrzuca możliwość budowania obrazu emocjonalnego postaci, nie przeżywa się tu nic wielkiego, chociaż wielkie sprawy powracają przez cały czas. Jednak specyficzna atmosfera sprawia, że zmienia się akcent tematyczny: już nie ratowanie dziecka, ale samo podejście do kwestii istnienia staje się ważne. Bohater tomu dzieli się własnym pomysłem na egzystencję – można mu pozazdrościć wewnętrznego uporządkowania, umiejętności odnalezienia się w każdej sytuacji. Haruki Murakami tak prowadzi historię, żeby zaintrygować odbiorców wizją innej codzienności. Nie trzeba znać się na japońskiej tradycji czy kulturze, żeby odczytywać zakodowane informacje – pisarz dba o uniwersalność w sferze doznań, a jeśli wykorzystuje elementy orientalne – to tak, by wyjaśniał je kontekst. Funduje odbiorcom relację jednocześnie zindywidualizowaną i ponadczasową. Ta opowieść wciąga za sprawą specyficznego podejścia do rzeczywistości, umiejętności dystansowania się od zmartwień i szukania przyjemności w każdym aspekcie.
Haruki Murakami proponuje znakomitą prozę – zachwyci nawet nowych czytelników. Standardowa obyczajowość i schematy fabularne rodem z powieści sensacyjnych są tu przełamywane fantazją, motywem ożywionego z obrazu Komandora i rozwiązaniami problemów spoza realnego świata. Ale odejście od zwyczajności właśnie nadaje powieści smaku. Charakterystyczna narracja zamienia książkę w magiczną opowieść, w której najbardziej liczy się piękno.