Z Luigim Scoglią, twórcą scenografii do spektaklu „Szwagierki” wystawianego w Teatrze Dramatycznym im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku, rozmawia Jolanta Hinc-Mackiewicz.
Proszę nam trochę opowiedzieć o sobie: jak znany włoski scenograf, wielokrotnie nagradzany za swoje projekty scenograficzne trafił do Białegostoku?
W 2021 wraz z reżyserem Michałem Znanieckim wystawiliśmy „Wesołą Wdówkę” dla Opery i Filharmonii Podlaskiej, z czego zrodziła się owocna współpraca z dyrekcją Opery. W 2022 r. zostaliśmy poproszeni o przygotowanie nowej produkcji „Cavalleria Rusticana” i „Via Crucis”. W tej drugiej dyrektor Teatru Dramatycznego Piotr Półtorak został obsadzony w roli narratora. Świetnie się współpracowało jemu i Michałowi Znanieckiemu, stąd wyniknęła propozycja przygotowania nowej interpretacji „Szwagierek”. Obaj przyjęliśmy ją z wielkim entuzjazmem – również ze względu na to, że tekst jest nam bardzo dobrze znany, gdyż dwadzieścia lat temu realizowaliśmy inną jego wersję dla Teatru Rozrywki w Chorzowie.
Jest Pan wybierany do niezliczonych wspólnych projektów Michała Znanieckiego realizowanych na całym świecie. Co sprawia, że wielokrotnie decydujecie się na wspólne projekty?
Moja współpraca z Michałem Znanieckim rozpoczęła się w 1999 r., kiedy ukończyłem studia dyplomem ze scenografii na Akademii Sztuk Pięknych w Urbino, we Włoszech. Od tego czasu nasze drogi się nie rozdzieliły. Razem wzrastaliśmy, rozwijając się artystycznie, poza tym jesteśmy prawie rówieśnikami. Wybieramy siebie wzajemnie jako współpracowników, ponieważ według mnie, podstawą naszej relacji są obecne między nami ogromny szacunek i estyma wobec warsztatu tego drugiego. Przyjąłem rolę scenografa praktycznie prawie we wszystkich międzynarodowych produkcjach Znanieckiego, który eksperymentuje z różnymi gatunkami teatru: od musicali, przez teatr dramatyczny i przedstawienia plenerowe, po operę i wiele innych. Tym samym wzbogaciłem swoje doświadczenie w tej dziedzinie, rozwijając się zawodowo.
Z pewnością w wielkich dziełach operowych, które Pan współtworzył, wiele zależy od reżysera. Jak to wpływa na Pana współpracę z Michałem Znanieckim i jak to wygląda?
Oczywiście to Michał przynosi mi tytuły i zazwyczaj cały kreatywny proces zaczynamy wspólnie, ale to on przedstawia mi swoją interpretację każdego przedstawienia. Wspaniałą cechą Michała jest to, że od początku ma bardzo klarowną wizję, jak chce historię opowiedzieć i przedstawić, sprawiając tym samym, że moja praca jest stymulująca i pod wieloma względami łatwiejsza do zrozumienia i bardziej przejrzysta, co wcale nie jest normą przy współpracy z reżyserami. Przez dwadzieścia pięć lat naszego wytrwałego współdziałania, nauczyliśmy się wiele od siebie, co pomogło nam obu, zwłaszcza mnie, w zrozumieniu, co się podoba Michałowi, a co nie.
Po tym, jak Michał wyjaśni mi swoją wizję przedstawiania, zaczynam przygotowywać wizualne propozycje, by odnaleźć odpowiedni wymiar nastroju i przestrzeni, które on przewidział, więc muszę spróbować odwzorować je zgodnie ze wskazówkami, by jak najlepiej urzeczywistni jego pomysły.
Jaką rolę pełni w przedstawieniu „Szwagierki” scenografia i światło? Pisał Pan o świetle w teatrze XX wieku w swoim dyplomie. Czy zobaczymy tutaj jakieś odniesienia do Pana myślenia o tym sposobie oddziaływania w teatrze?
Tak, w moim dyplomie badałem światło sceniczne w „dramatycznym”, a nie tylko pasywnym użyciu. Światło to fundament scenicznego obrazu, jest używane dramatycznie również po to, by podkreślić odczucia bohaterów. Kiedy tworzę swoje szkice, zawsze staram się oddać odpowiednią atmosferę każdej sceny, by podkreślić ją lub aspekt całej historii, postaci albo przestrzeń sceniczną.
Zazwyczaj zawsze współpracujemy z reżyserem świateł, który przejmuje odpowiedzialność za realizację oświetlenia w naszych przedstawieniach i ja ingeruję i współpracuję wraz z nim i Michałem nad ostateczną wersją różnych scen, ale zazwyczaj moim głównym zadaniem jest scenografia.
W przypadku „Szwagierek” pragniemy podkreślić światłem historię, która z dramatycznej przemienia się w klaustrofobiczną z elementami humorystycznymi, tak jak w oryginalnym tekście.
Warstwa plastyczna będzie bardzo przyciągać uwagę widza?
Wierzę, że idea przestrzeni stworzonej wyłącznie dla tej realizacji jest solidna i konkretna. Chcieliśmy oddać odczucia klaustrofobiczności i pewną surrealistyczność cynizmu, podkreślić je kolorami, jak również w pewien sposób oddać brutalność relacji pomiędzy tymi kobietami zamkniętymi w swoim świecie, skupionymi na konsumpcjonizmie i zazdrości. W tej konkretnej realizacji staraliśmy się przedstawić kuchnię zupełnie jak w scenariuszu – jako przestrzeń, z której prawie nie można uciec. Zostanie to podkreślone w pewnych momentach przy użyciu bardzo ciekawych scenicznych rozwiązań, co według mnie ma wielką szansę przyciągnąć uwagę widza.
Jak przebiega współpraca z naszymi pracowniami artystycznymi przy tworzeniu dekoracji i rekwizytów?
Muszę przyznać, że od pierwszej chwili świetnie się dogadywałem ze wszystkimi. Poznałem tu ludzi – wartościowych rzemieślników teatralnych z w pełni profesjonalnym podejściem. Dla mnie najważniejsze jest, by zacząć relacje na dobrej stopie ze wszystkimi, bo to ułatwia cały proces tworzenia i konstrukcji, zwłaszcza, gdy chcemy coś osiągnąć w bardzo ograniczonym czasie. W związku z czym porozumienie, które tworzy się między wszystkimi, jest bardzo ważne dla dobra ostatecznego rezultatu.
Jak na mój pierwszy raz w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku, muszę podkreślić niezwykłą satysfakcję i mam nadzieję, że publiczność teatralna również będzie w stanie docenić wynik naszej pracy.
Życzę powodzenia i dziękuję za czas poświęcony na tę rozmowę.
fot. Michał Grześ