„Mój niepokój ma przy sobie broń” studentów IV roku krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych w reżyserii Wiktora Logi-Skarczewskiego – pisze Karolina Michałowska
Młodzi aktorzy są jak ciuchy prosto z second handu. Zanim je wdziejesz i pójdziesz na wybieg, wypierz brudy. Należy wziąć odplamiacz punktowy i wyczyścić co trzeba – inaczej wyjdziesz do ludzi ubrany w młodzieńcze szaleństwo, zbytnią pewność siebie czy wypadanie z roli albo jej nielogiczność w czynach. Zanim się do tego dotrze, jedyną metodą, żeby stać się lepszym, jest popełniać błędy.
Tańcz jak ci grają
Gdzie jesteśmy? Ciężko powiedzieć. Jedno można rzec ze stanowczą pewnością: jesteśmy Gdzieś, a tego miejsca na mapie nie ma. Są za to okoliczności, w szranki z którymi stają bohaterowie, mając do dyspozycji przypisane im słowa i czyny. Frywolnie mogą jedynie wykazać się indywidualnymi umiejętnościami: wymową, ruchem ciała, gestami, mimiką czy emocjami w oczach. Dzięki tej walce, którą jest interpretacja, postać wychodzi z papieru w trójwymiar, zyskując własny żywot, a największą w tym trudnością jest dać widzowi uwierzyć, że dzieje się to naprawdę. A to, czemu widzowie mają dać wiarę w rzeczonym spektaklu, to koszmar, koszmar z ulicy Warszawskiej.
Niebawem wyginiemy. Niedoskonale i niewiele
Leżę na wznak, wpatrując się w szarą przestrzeń nade mną i daję myślom zbłądzić w zmartwienia. Mam w sobie pewne obawy, obawy tak duże, że nie mogę spać po nocach. Ten niepokój spowodowany jest światem, którego winą jest, że ni stąd, ni zowąd nagle w ręce mam broń i to naładowaną – strzelam na oślep, kierowana lękiem. Bo nasz świat jest mroczny, pełen zagrożeń, a ocalą nas tylko radykalne przewartościowania. Nie tylko mnie powinno martwić, że społeczeństwu zagraża wizja gorzkiej przyszłości, sponsorowanej przez totalitaryzm, technologie czy beztroskę. Takiego snu na jawie doświadczy widz na tej wąskiej a długiej jak horyzont scenie eksperymentalnej AST.
Nie chodzi tu o wybitny scenariusz czy przesłanie (którego zbyt wiele nie ma). Cały trik tkwi w oglądaniu świeżynek, które radzą sobie lepiej lub gorzej z zadaniami. Młody aktor w absurdzie walczy o byt. Momentami bardziej przypomina to MMA niż wrestling, a sadyzm wysokich oczekiwań jest brutalny, acz wskazany.
Czym Scorupco za młodu nasiąkła
Idąc na spektakl studencki, należy zadać sobie kilka pytań. Po co chodzę do teatru? Co to znaczy, że sztuka jest interesująca? Jakiej przemiany doznaje młody aktor pomiędzy początkiem a końcem studiów? Idąc na spektakl studencki, właściwie idziemy na spacer w pole do dyskusji.
Pani Alina Chechelska, aktorka i nauczycielka szkoły aktorskiej Teatru Śląskiego, wspomina, że praca z młodymi adeptami sztuk teatralnych w dużej mierze zależy od człowieka. Jedni mają w sobie uniwersalizm, nadając się do wszystkiego, a drudzy szukają swoich „specjalizacji”, nie odnajdując się tak łatwo. Trzeba dać od siebie bardzo dużo. Nasi uczniowie właściwie pracują na cały etat, żeby dojść do swojego maksymalnego poziomu, a to się bardzo różni w zależności od osoby – mówi Chechelska. Uczenie jest jak pieczenie ciasta drożdżowego – czasem nie urośnie.
Aby być zatem sprawiedliwym, należy zadać pytanie o rolę pedagoga i reżysera tego spektaklu w stosunku do indywidualnych predyspozycji studentów, których dramat wystawia na próbę. Widz ma prawo wyrazić opinię: połowa z młodych poradziła sobie świetnie, a połowa powinna włożyć więcej wysiłku w rolę. Nad czym oni tam pracują? Kolejne dobre pytanie.
Walka o byt
Rzuceni na głęboką wodę absurdalnego tekstu aktorzy zostają postawieni przed wyzwaniem szlifowania warsztatu, gdzie tekst nie jest oczywisty i nie podpowiada, jak zachować się w roli. Dzięki czterem różnym opowieściom dostaną pakiet różnorodnych ról, w których odnajdują się bardzo dobrze lub nie najlepiej. Tytułowy niepokój zdradza: mają tam pracować na emocjach. Panujący na scenie chaos – postapokalipsa zobowiązuje – daje przestrzeń, aby stało się coś nieoczekiwanego; studenci uczą się nie pokazywać po sobie reakcji na niespodzianki, jednocześnie stając oko w oko z widzem. Niektórzy egzamin u mnie by oblali, lecz w spektaklu są też elementy doskonałe.
Dziękuję za intrygującą ścieżkę dźwiękową, grupową scenę tańców i hulanek oraz za synchronizację ruchu pionków totalitaryzmu. Grupowo piątka z plusem. Indywidualnie? Porównywać tutaj i wskazywać paluchem byłoby brzydko, ale właśnie dla tej intrygi najbardziej warto iść do AST. Zobaczcie sami, kto daje radę, zobaczcie ich teraz – i śledźcie ich w kolejnych latach. Śledźcie świeżynki – to te młode twarze, co odświeżą za niedługo polskie sceny.
Karolina Michałowska – krakuska, redaktorka, korektorka, autorka, teatroholiczka i kociara.