O spektaklu „Dobrze się kłamie”, w reżyserii Marcina Hycnara, w Teatrze Studio Buffo – produkcja Katarzyna Fukacz, Damian Słonina / Tito Productions, Spektaklove – pisze Magda Kuydowicz.
O szkatułkowej szczerości opowiedział mi kiedyś terapeuta i seksuolog – Wiesław Sokoluk. Mądra teoria głosi, że bliskiej osobie możemy i powinniśmy mówić tylko tyle prawdy o naszym związku, ile jest ona w stanie unieść. W praktyce i na scenie bywa niestety inaczej. Spektakl „ Dobrze się kłamie”, w błyskotliwej i sprawnej reżyserii Marcina Hycnara, oparty na włoskim filmie Paolo Genovese, mówi właśnie o tym. Ile możemy stracić, decydując się na całkowitą szczerość w relacji z przyjacielem, kochankiem, mężem czy żoną.
Pomysł na jawne czytanie esemesów i rozmowy na zestawie głośnomówiącym przez telefony komórkowe, przy winie w gronie przyjaciół, jest z piekła rodem. Każdy ma jakieś wstydliwe tajemnice, których nie chce ujawniać. Grzeszki i namiętności, których lepiej nie wyciągać na światło dzienne. Kompleksy i zahamowania w intymnej sferze życia, z którymi się zmaga. Czy fakt, że bliscy się o tym dowiedzą jest pożądany i pożyteczny w skutkach? Raczej nie. Odwieczny problem – czy wiedząc że przyjaciel/przyjaciółka jest zdradzana należy jej/jemu o tym powiedzieć? Czy kłamstwo w imię ratowania bliskiej osoby przed odpowiedzialnością karną jest dopuszczalne? Jak powiedzieć bliskim o tym, że jest się osobą homoseksualną?
Te i inne pytania chodzą po głowie widzom oglądającym spektakl w Teatrze Buffo. Ale nie natrętnie – niejako przy okazji, bo publiczność na tym spektaklu przede wszystkim świetnie się bawi. To oczywiście zasługa aktorów. Reżyserowi (Marcin Hycnar) i producentom (Katarzyna Fukacz, Damian Słonina) spektaklu udało się bowiem stworzyć aktorski dream team na scenie w składzie: Olga Bołądź, Katarzyna Kwiatkowska, Anita Sokołowska, Szymon Bobrowski, Marcin Perchuć, Bartłomiej Topa i Wojciech Zieliński. Znając dobrze temperament sceniczny Bobrowskiego, wiedziałem, że zagra brawurowo, bo farsa to żywioł tego aktora. Jego postać, wstydliwie skrywająca problemy z seksualnością, introwertyczny bohater Perchucia, chamowaty i rozbuchany seksualnie taksówkarz Zielińskiego, czy spięty do granic możliwości troskliwy mąż (Topa) to zestaw męskich charakterów o tak zróżnicowanych temperamentach, że czujemy od pierwszej chwili, iż grozi to wielką towarzyska katastrofą. Wszyscy oni zagrali na premierze wiarygodnie i lekko zarazem. Budzili w widzach odruch sympatii i współczucia, a przede wszystkim zrozumienia. Postaci kobiet są nie mniej różnorodne i wiarygodne – żywiołowa Olga Bołądź i jej postać młodej, naiwnie zapatrzonej w męża żony, nabijanej przez niego w przysłowiową butelkę, i to dodajmy nabijanej podwójnie; atrakcyjna żona, terapeutka Anity Sokołowskiej, która nie wie, że jej mąż sam chodzi na terapię, bo nie umie sobie poradzić z trudną partnerką w związku, czy wreszcie znerwicowana żona Katarzyny Kwiatkowskiej, która w imię dochowania rodzinnego sekretu jest skłonna do największych kompromisów życiowych. To naprawdę świetna materia do grania, także dla pań. Dodajmy jeszcze, że scenariusz spektaklu napisał Bartosz Wierzbięta. I to jego zasługa, że dialogi w tym spektaklu są tak cięte, inteligentne i chwilami bolesne w swej wymowie. Dobrze wymyślona scenografia (Wojciech Stefaniak) i naturalne, nowoczesne kostiumy (Martyna Kander) dopełniają reszty tego świetnie wymyślonego i zrealizowanego przedstawienia. Czekam na kolejne spektakle tej „autorskiej spółki”. Bo czuję, że „Dobrze się kłamie” będzie prawdziwym teatralnym hitem sezonu.