Recenzje

Szkice o braku

Mariusz Szczygieł: Nie ma. Wydawnictwo Dowody Na Istnienie, Warszawa 2018 – pisze Izabela Mikrut

“Kiedy milczę, mam wrażenie, że mnie nie ma” – wtrąca Mariusz Szczygieł w jedno ze swoich opowiadań. Sporo tu słów, żeby uchwycić to, czego zabrakło, żeby przypomnieć, wydobyć na światło dzienne, ocalić albo po prostu zarejestrować. Szczygieł zbiera materiały w różnych miejscach, przygląda się nieznanym szerzej twórcom, przez pojedyncze dzieło dociera do autora lub do historii zaklętych w innych utworach. Odtwarza stany emocjonalne, nadzieje i egzystencję, buduje na nowo życiorysy. Czasami pod wpływem pojedynczego skojarzenia tworzy felieton, innym razem rozwodzi się długo nad pewną znajomością. Nie zna ograniczeń gatunkowych, może pisać i uwodzić czytelników literackością, może też przejść do opowieści czysto faktograficznych i wybrać reportaż. Tylko “nie ma”, wyróżniane czcionką i kolorem, co pewien czas przypomina o ulotności. Niezbyt często, w końcu to nie szkolna rozprawka, w której trzeba udowadniać, że pamięta się o temacie. Zdarza się, że “nie ma” zamieni się w “ma”, ale to tylko wyjątek, który prowadzi do eschatologicznych refleksji. “Nie ma” u Szczygła to zawsze jakieś zaskoczenie, nawet materiał na anegdotę. Autor zwraca szczególną uwagę na puenty rozdziałów, jest wyczulony na akcentowanie życiowych podsumowań – jeśli wnioski z opiewanej sceny wyciągnie sama rzeczywistość, to najlepiej dla pisarza – nie pokonałby wyobraźnią prawdopodobnego absurdu. Rolą Szczygła staje się wówczas po prostu uchwycenie tego, co się mimochodem odkryło. “Nie ma” to książka przedziwna. Oniryczna i ozdobna, a przecież na początku autor zapowiada, że nie ze zmyśleń tworzona, a z realiów. Tyle tylko, że owe realia zatrzymuje w tekstach nie do końca dosłownie, stara się zawsze zachować jakiś sekret, niespodziankę dla czytelników, coś, co wytłumaczy zagłębianie się w cudze i często odległe historie.

Jednym z tworzyw esejów do “Nie ma” są intertekstualia. Mariusz Szczygieł inspiracji szuka w przeżyciach innych twórców, w ich biografiach, doświadczeniach albo zapiskach, a także w samych utworach. Wydobywa pojedyncze wątki, takie, na które przeciętny czytelnik nie zwróciłby uwagi. Docenia i akcentuje to, co nosi w sobie zalążek całej narracji – przekuwa to później w minihistorię, do przeczytania na jeden raz i przemyślania o wiele dłużej. Całe “Nie ma” składa się z takich właśnie refleksji, niby rzeczowych, opartych na konkretach, a jednak szybko umykających w sferę fantazji, w kuszący potencjał literackości. Mariusz Szczygieł nie traktuje tego tomu jako zbioru informacji dla czytelników – nie będzie udostępniać im gotowych scenariuszy ani przeglądu doświadczeń, a rejestr wrażeń, zapisków z nieuchwytnego. Może sobie na to spokojnie pozwolić, i tak zapewnia czytelnikom sporo ciekawostek, punktów zaczepienia w lekturze. “Nie ma” to książka spokojna, niespieszna, pozbawiona też chęci przebijania się do szerokiego grona odbiorców. Szczygieł wie doskonale, że nie musi zadowalać wszystkich, pisze jakby dla siebie, a własnymi przeżyciami dzieli się dopiero z publicznością – równie własną, zaufaną i gotową na przyjęcie oryginalnych wynurzeń.

Jest ta książka trochę pytaniem o “nie ma”, a trochę zestawem materiałów do innych narracji. Niemal każdą poruszoną tu kwestię dałoby się spokojnie rozbudować w fabułę albo w pełnowymiarowy książkowy reportaż. Jednak Szczygieł tego nie robi, dzieli się z odbiorcami swoją kolekcją, a potem milczy, pozostawiając czas na rozważania.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,