Recenzje

Sztuczność bez prawdy

Andre Roussin i Gabriel Arout NINA – reżyseria Maciej Kowalewski, produkcja Tito Productions

Oczekiwania były duże. Szczególnie dla kogoś, kto pamięta znakomity spektakl „Imię” w reżyserii Grzegorza Chrapkiewicza, ze wspaniałymi rolami Wojciecha Malajkata i Marcina Hycnara, wyprodukowany przez Tito Productions.  Tym razem duet: Katarzyna Fukacz i Damian Słonina postanowili sięgnąć po dawno nie grany tekst sygnowany przez dwójkę autorów – Andre Roussin i Gabriel Arout pojawili się teraz w nowym przekładzie i to całkiem niezłym  Irmy Helt.

Niełatwo jest pisać o tym przedstawieniu, by nie sprawić przykrości producentom, reżyserowi i aktorom. „Nina” to spektakl nie do końca udany i nie ratuje go nawet całkiem przyzwoita rola Pawła Królikowskiego w roli zdradzanego męża – fajtłapy, Adolphe’a. Dodatkowo rozczarowuje scenografia Justyny Woźniak, a przede wszystkim jej wszystkie kolorystyczne zestawienia.

Maciej Kowalewski jako reżyser nie ma chyba ostatnio najlepszej passy.  Najpierw piszącego te słowa zawiodła „Casa Valentina”, zrealizowana nie tak dawno w Och-Teatrze, a po obejrzeniu „Niny” wolałbym chyba oglądać reżysera częściej w roli aktora. Bo zagrał w niej dwa bardzo zgrabnie wymyślone epizody.  Stąd można wnioskować , że samego siebie łatwiej mu wyreżyserować niż poprowadzić do sukcesu głównych bohaterów dramatu.  Nie udało się to, niestety, ani w przypadku młodego Krzysztofa Wieszczka, a już na pewno niepowodzeniem jest rola zagrana przez Małgorzatę Foremniak. A komediowy tekst francuskiego duetu bez nich nie zaiskrzy, będzie rzęził, zgrzytał i skrzypiał jak nienaoliwiona maszyna.  I choć w „Ninie” można by na siłę odnaleźć zabawne odwołania do mitu o Don Juanie, to  zawarte w dramacie konflikty między protagonistami nie mają oczywiście ambicji do rozstrzygania konfliktów na płaszczyźnie fundamentalnych kategorii moralnych, filozoficznych czy egzystencjalnych.  To raczej nastawiona na rozrywkę i śmiech historia paryskiego bon vivanta, niż próba ujmowania relacji damsko-męskich z perspektywy dobra  i zła, czy kata i ofiary. Gerard uwielbia uwodzić kobiety, również mężatki – to staje się treścią jego życia, to jego chleb powszedni . W szkolnej, papierowej interpretacji Krzysztofa Wieszczka to postać w swej amoralności bardziej niewinna, niż zdegenerowana. Ale kłopoty przychodzą dość niespodziewanie, bo pewnego razu, zamiast oczekiwanej Niny, pojawia się w jego mieszkaniu jej mąż. Królikowski w roli Adolphe,a  potrafi jako jedyny z trójki protagonistów swobodnie i lekko  rozpierać się w mocno charakterystycznej postaci zakatarzonego finansisty. Próby zabicia kochanka swojej niewiernej żony, a także wszystkie ucieczki za zbyt kusy parawan, kiedy wreszcie wkroczy do akcji ta, na którą czekał Gerard, są grane z dużą dozą komizmu i bez cienia szarży. Królikowski potrafi z pełną świadomością efektu prowadzić scenę, doskonale też wie, co może zrobić ze swoim ciałem.  I jeśli Kowalewskiemu rzeczywiście chodziło o komedię charakterów, to w tej konwencji mieści się ta rola znakomicie.

Powiedzmy sobie szczerze, „Nina” nie aspiruje do bycia dramaturgicznym arcydziełem, ale to bez wątpienia bardzo sprawnie wymyślona komedia, zamknięta w spójną i skończoną całość, wymagająca precyzyjnej i starannej teatralnej organizacji. Tutaj samo popychanie akcji do przodu  nie wystarczy.  Trzeba jeszcze zadbać o całą aurę emocjonalną, która towarzyszy dramatycznym sytuacjom, może też i nieco o psychologię przede wszystkim tytułowej postaci, o sposób stwarzania elementów dystansujących. I tu pojawia się największy problem tego przedstawienia.  Bo choć widać, że Małgorzata Foremniak pracuje solidnie i stara się jak może cały czas utrzymać w rygorach spektaklu, to para idzie w gwizdek.  Czego więc zabrakło, bo przecież warunkami zewnętrznymi Foremniak do tej roli pasuje idealnie? Myślę, że chyba jednak teatralnego doświadczenia i warsztatu (aktorka co prawda występuje od czasu do czasu na deskach różnych teatrów, ale nie są to kreacje, o których chciałoby się dłużej pamiętać), albowiem używane środki wyrazu nie wystarczyły absolutnie do poszukiwania w postaci Niny wyrazistości i żywiołowości, również z powodu – co konstatuję ze smutkiem – słabego głosu aktorki.  Dlatego o „pięknym mówieniu czy frazowaniu”, a także o sztuczności podpartej sceniczną prawdą – a na te elementy wskazywał reżyser w przedpremierowych zapowiedziach – nie ma tutaj mowy. Gdy do tego dodamy jeszcze mało skuteczny i słabo rozegrany finał, co może potwierdzać brak reżyserskiej biegłości, trudno zostać entuzjastą tego przedstawienia.  A przecież sztuka komercyjna taryfy ulgowej tak samo nie znosi.

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , ,