Gustave Flaubert: Listy do Luizy. Sic!, Warszawa 2019 – pisze Izabela Mikrut.
W cyklu Wielcy pisarze w nowych przekładach pojawia się spory i apetyczny tom „Listy do Luizy”, w którym wyborem tekstów, przekładem i komentarzem zajął się Ryszard Engelking. To książka, która gromadzi przede wszystkim listy, jakie Gustave Flaubert kierował do kochanki, Luizy Colet od 1846 roku, niemal od momentu pierwszego spotkania – z rzadka korespondencja przerywana jest odpowiedziami Luizy albo krótkimi listownymi komentarzami ze strony przyjaciół. Luiza, starsza o jedenaście lat od Flauberta, stała się jego muzą, powiernicą sekretów, ale też przyczyną uczuciowych i emocjonalnych zawirowań – i chociaż zebrane tu listy nie zawierają zbyt wiele informacji na temat wydarzeń i codzienności, widać w nich wyraźnie sinusoidę temperatury związku.
Gustave Flaubert jest w swoich wyznaniach żarliwy, chyba że trzeba akurat tonować zmienne nastroje kochanki. Przewijają się przez te listy wiadomości o sobie, troska o sprawy zdrowotne, ale przede wszystkim jest to potężny obraz miłości i pożądania, szereg niekończących się wyznań. Flirt za pomocą słów odbywa się tutaj w płaszczyźnie pozbawionej dosłowności, uczucie to porywy serca, egzaltacja i ciągłe zapewnienia o przywiązaniu. Można podpatrywać na tym przykładzie i sztukę pisania listów, i – sztukę prowadzenia miłosnych wyznań, bo chociaż wydaje się, że Flaubert non stop powtarza to samo, nie można się znudzić jego refleksjami.
Bardzo często zdarza się i tak, że Luiza obraża się na ukochanego i nie chce go więcej znać, żąda przeniesienia znajomości na poziom, w którym zwracają się do siebie per „pan” i „pani”. Wówczas Flaubert wyraża albo zaniepokojenie, albo – proponuje pozostanie przyjacielem, do którego można się zwracać w każdej sytuacji. Sprzeczki i konflikty podczas spotkań przenoszą się potem do zawoalowanych wyrzutów – tutaj wciąż dominuje elegancja językowa i wysoka kultura bycia. Listy stają się mistrzowskim przedstawieniem komplikacji uczuciowych – i chociaż zawsze więcej w nich będzie filozofowania na temat porywów serca niż konkretów, już w innej epoce funkcjonują jako znakomita lektura. Tym, co zwraca w nich uwagę przede wszystkim jest umiejętność pisania o jednym temacie na wiele różnych sposobów. To nie są drobne zapewnienia o pamięci i uczuciu, krótkie wzmianki pisane na szybko – a całe utwory złożone z wyznań miłosnych. Od czasu do czasu autor wstawia do nich jeszcze krótkie wspomnienia, migawki z własnych doświadczeń i zwykłego życia – jeśli mają posłużyć mu za przykład oddania albo dowód na prezentowaną akurat cechę charakteru. W tych tekstach widać także, w jaki sposób można prowadzić dyskusje i uprawiać zawoalowaną krytykę – żeby nie popaść w prostackie tony. „Listy do Luizy” to możliwość wglądu w korespondencję bardzo osobistą, w zasadzie jednostronnego, bo niewiele tu odpowiedzi Luizy albo jej zapisków – a i objętościowo nie dorównują temu, co oferuje Flaubert.
Jest to książka, która wywołuje zachwyt dzięki rozwiązaniom językowym, w rytmie i melodyjności fraz okazuje się po prostu piękna. I pod tym względem cieszyć będzie jej objętość – można napawać się umiejętnością pisania o miłości.